c.d. Mundialowych zmagań

 

Do drugiego meczu Polaków na mundialu podchodziliśmy z nadzieją.
Okazała się płona niestety. Ale kibicami będziemy do końca.

 

 

 

Ostatni występ Polaków w mistrzostwach z Japonią oglądaliśmy w doborowym towarzystwie. Zwyciężyliśmy!
Nie rozdzieramy szat i nie hejtujemy!!! Jesteśmy z Polską drużyną na dobre i na złe 🙂

 

 

 

 

Urlop na Wyk auf Fohr

 

Nasz krótki, ale intensywny urlop na Wyk auf Fohr  jest już historią. To była inauguracja letniego sezonu. Choć tym razem zdecydowaliśmy się na samolot, to podróż i tak trwała około 11 godzin (z lotniska w Hamburgu trzeba jeszcze podróżować dwoma pociągami i promem).

Ale jak tu mówić o niewygodach podróży, skoro przed nami połyskujące Morze Wattowe, wyspy Halligen na wyciągnięcie ręki (podczas podróży promem), a nade wszystko niezwykłe zjawisko natury – przypływy i odpływy, które regularnie całkowicie zmieniają krajobraz, niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki. Rozległymi wielokilometrowymi wattami odsłaniającymi podczas odpływów brązowo-zielone lepkie błoto można spacerować, a raczej taplać się w mazistym błocie. Podczas tych spacerów pod ubłoconymi stopami napotykać można rozliczne żyjątka: małże, kraby, wodne robaki, ślimaki i wiele innych stworzeń, o których istnieniu brodząc w morskiej wodzie nie mamy pojęcia.

 

 

Z morzem Wattowym nieodłączne związany jest wiatr. Wiatr jest naszym słońcem mawiają tu mieszkańcy. Wykorzystywany jest on na niezliczonych farmach wiatrowych produkujących energię elektryczną.

Rysiu obserwował uważnie, jak przystało na geografa, mijające krajobrazy, niepoliczlną ilość wiatraków, duże stada pasących się krów i owiec. Dla mnie to nie nowość (to moja blisko dwudziesta podróż w te strony). Czuwałam tylko, aby nie przysnąć i nie dojechać na Sylt, gdzie pociąg ma końcowy przystanek.

 

 

Ostatni etap podróży. Blisko godzina podróży promem z Dagebul na Fohr. Za chwilę uściskamy się z Jolą i Klausem.

 

 

Na horyzoncie widać wyspę Fohr do której zmierzamy…

 

 

Willkommen auf Fohr! 

 

 

Pierwszy dzień naszego pobytu wypadł akurat w moje urodziny. Z tej okazji Jola i Klaus zaprosili nas na śniadanie do kawiarni na Sandwall’u, gdzie w promieniach porannego słońca, podziwiając połyskujące w słońcu morze zainaugurowaliśmy świętowanie lampką szampana i obfitym pysznym śniadaniem.

 

 

Potem spacer nadmorską promenadą i ochłoda w postaci zimnego napoju, czemu jak widać sprzyjały dobre humory.

 

 

Tego dnia po wycieczce do Nieblum zaliczyłyśmy z Jolą rundę po sklepach. To dla nas, jak zawsze jedna z większych przyjemności, zwłaszcza jeżeli możemy robić to wspólnie.

 

 

Wieczór spędziliśmy w Restaurant zum Walfisch był niezwykle przyjemny i zaskakujący za razem. Przypadkiem okazało się, że Gośka ma także urodziny! Bliźnięta w natarciu! Ode mnie Gosiu jeszcze raz wszystkiego co najlepsze i oczywiście p o w o d z e n i a  w wiadomej sprawie!!!

 

 

Celebrowanie wyśmienitych dań serwowanych przez Klausa. Nasze podniebienia rozpieszczane były każdego dnia i zawsze szef potrafił nas czymś zaskoczyć. To był czas tylko dla naszej czwórki. Mogliśmy go miło i spokojnie spędzić razem. 

 

 

Lunch w piękny upalny dzień w restauracji Namine Witt w Nieblum – miejscu iście bajkowym.

 

 

 

Długie wieczory przeciągające się czasem do bardzo późna na koniec pracy (feierabend) w restauracji razem z całą polską załogą.

 

 

Nasze spacery pięknymi uliczkami miasta. Każda inna i każda piękna. Małe skrawki ziemi przy domach wykorzystane do maksimum. Róże, róże, róże,  którymi Ryszard był oczarowany…

 

 

I trochę nadmorskich klimatów…

 

 

Kilka wspomnień z domowych pieleszy.

 

 

Dwa kosy odwiedzały często nasz ogródek. Rano pełniły rolę budzików. Swoim mocnym głosem potrafiły obudzić nas przed czasem nastawionym w telefonie. Niezwykle utalentowani parkowi śpiewacy ustępują swym śpiewem jedynie słowikom. Najintensywniej koncertują o świcie i zmierzchu, takoż wieczorem mieliśmy znowu przyjemność słuchać ich koncertów. Ponieważ jesteśmy miłośnikami ptasich treli, była to dla nas nie lada frajda.

 

 

Ostoja bocianów i kaczek wszelakich. Populacja bocianów na Fohr sięga od 20 do 30 młodych rocznie. Dorastają one w miejscowych gniazdach. Wiele bocianów z pomocą ludzi zimuje na wyspie. Część odlatuje. Niektóre z nich powracają na wiosnę.

 

 

W parku rodzina kacza była obiektem naszego zainteresowania. Obserwowanie ich wzajemnych relacji (mamy, taty i kaczątek) bardzo nas bawiło. Tata, pięknie upierzony kaczor – pływał dostojnie po stawie dyskretnie obserwując czy nie ma jakiegoś zagrożenia dla jego stada. Pozostała opieka spoczywała na kaczce. Małe, jeszcze trochę niezdarne, podążały za nią krok w krok.

 

 

No i jeszcze krótko o spacerach po sklepach, do których mój ukochany mąż, jak widać na fotkach, miał określony stosunek…

 

 

Żegnamy się z Niksą i Wyspą. Do widzenia Kochani. Dziękujemy Wam za wszystkie chwile razem spędzone!

 

 

Buty Leguano

 

 

Nowatorskie buty Boso-Leguano wyprodukowane w Niemczech w formie dzianinowej skarpety z gumową podeszwą, aktywizują wszystkie mięśnie stóp. Podeszwa jest odporna na twarde i ostre podłoże. Testowałam zgadza się. Chodzenie w nich porównywalne jest do chodzenia boso. Te buty mają przeciwdziałać takim schorzeniom stóp jak: płaskostopie podłużne, spłaszczona stopa czy stopa koślawa.

Polecam wszystkim borykającym się z problemami stóp. Ja takowe mam już od kilku lat dlatego nie wahałam się ani chwili przed kupnem tego skarpetkowego obuwia.

Nie są to buty tanie, ale na utrudniające chodzenie bolące stopy naprawdę warto. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że je mam i mogę sobie swobodnie po każdej powierzhni “chodzić boso”…

 

 

 

Obiad w Łyśniewie

 

Pierwsza sobota czerwca. Wypad do Łyśniewa do Folwarku Nemino zorganizowany i ufundowany przez Anitkę. Po drodze podziwialiśmy piękno Kaszub, czemu niewątpliwie sprzyjała przepiękna słoneczna pogoda.

Kucharz serwujący dania kuchni polskiej i kaszubskiej zdał egzamin. A my wszyscy usatysfakcjonowani z podłechtanymi podniebieniami spędziliśmy ze sobą w rodzinnej i swojskiej atmosferze całe popołudnie. Spotkania rodzinne, choć nie tak częste jak by się chciało, z wiekiem cenimy sobie coraz bardziej. 

Następne, także ściśle rodzinne spotkanie, na Linii u Boguszków ustalone zostało na 1 lipca. Trzymamy kciuki za ciepłą i słoneczną pogodę 🙂

W drodze powrotnej zahaczyliśmy na chwilę o wieś Sierakowice słynącą z największej dzietności w Polsce. Miejscowość zadbana, pełna kwiatów.

Zobaczyliśmy tu ołtarz papieski, który jest jedynym w całości zachowanym w Polsce. Przy tym ołtarzu w Pelplinie w dniu 6 czerwca 1999 roku odprawił mszę świętą Jan Paweł II. Po uroczystościach ołtarz powrócił do miejsca, gdzie go zaprojektowano, zbudowano i w bardzo dużej części sfinansowano. Autorem projektu jest Jarosław Wójcik, mieszkaniec Sierakowic. Ołtarz przedstawia rozpiętą sieć rybacką, którą podtrzymują dwa ptaki w locie.

Zatrzymaliśmy się także na chwilę przy kamieniu z nutami kaszubskimi, który usytuowany jest w centrum Sierakowic. Nuty kaszubskie to jeden z podstawowych rozpoznawalnych elementów kaszubskiego folkloru. Pieśń jest wyliczanką, do której nieodzowne są rysunki. Śpiewane są kolejno trzy pięciolinie, z tym, że po dojściu do końca każdej z nich powraca się w odwrotnej kolejności do początku (w ten sposób z każdą kolejną zwrotką tekst piosenki wydłuża się). Fela, Jerzy i Rysiu, jako absolwenci kaszubskich liceów bez trudu poradzili sobie z tekstem i popisali śpiewem jak za dawnych czasów…

 

 

Sałatka z czarnej soczewicy

 

Często w wegetariańskim menu można spotkać soczewicę. I nic dziwnego. Jest ona bowiem źródłem białka a także wielu składników odżywczych choćby takich jak potas i kwas foliowy.

Jeśli chcesz zaprosić do swojej kuchni soczewicę i zastanawiasz się jaką wybrać? Do sałatek polecam szczególnie czarną soczewicę zwaną belugą. To idealny składnik wszelkich pikantnych zimnych przekąsek.

Na przygotowanie sałatki trzeba poświęcić trochę czasu, ale uzyskany efekt naprawdę to wynagradza. Charakteryzuje się ona łączeniem ze sobą różnych faktur i smaków.

Dedykuję ją szczególnie Asi z Truskolas życząc jednocześnie smacznego. Spróbuj, naprawdę warto 🙂

 

200 g czarnej soczewicy (beluga)

100 g kaszy bulgur

200 g fasolki szparagowej (zielonej)

1 czerwona papryka

3 marchewki

1 cebula

280 g suszonych pomidorów (w oleju)

1 łyżka oliwy

3 łyżki oliwy z pomidorów

zioła (oregano, kolendra, kmin rzymski, pieprz ziołowy)

1 łyżka czarnego sezamu

sól

 

Soczewicę gotujemy zgodnie z przepisem na opakowaniu, z dodatkiem soli i listka laurowego (u mnie 20 minut). Ugotowaną odcedzamy na sitku i pozostawiamy żeby pozbyć się nadmiaru wody.

Kaszę bulgur gotujemy z dodatkiem soli (ok. 15 minut)

Fasolkę szparagową i marchewkę gotujemy (al dente). Po ugotowaniu marchewkę kroimy w kostkę, a fasolkę w kilkucentymetrowe kawałki.

Na patelni rozgrzewamy 1 łyżkę oliwy i szklimy na niej  posiekaną cebulkę do czasu, aż zmięknie. Do cebuli dajemy pokrojoną w kostkę paprykę i jeszcze chwilę razem smażymy.

Pomidory wyjmujemy z oleju i kroimy w cienkie paski.

Wszystkie składniki mieszamy. Dodajemy olej z pomidorów, zioła, sezam i sól do smaku.

 

 

 

Ramki po kilku zmianach

 

Dwie stare brązowe mocno sfatygowane ramki (brak zdjęcia) poddałam długiej metamorfozie.

Trochę było przy tym zabawy. A zabawa ta polegała na nakładaniu kilku kontrastujących ze sobą kolorów farb akrylowych. Pierwszy kolor zielony, następny żółty i kolejny turkusowy. Każdy kolor nakładałam dwukrotnie, a po dokładnym wyschnięciu przecierałam dość mocno papierem ściernym. Potem następny kolor i znowu przecierki.

Kiedy ramki były gotowe czekały sobie czas jakiś na zbicie (jedna ramka była w kompletnej rozsypce, a druga miała szpary).

Niestety okazało się, że po zbiciu ramek szpary pozostały i zabawa zaczęła się od nowa. Musiałam wszystkie szpary dokładnie uzupełnić szpachlą do drewna, a po jej wyschnięciu zeszlifować w celu uzyskania gładkiej powierzchni. Trzeba też było zamalować szpachlę trzema poprzednio użytymi kolorami. Oczywiście kolejno malowanie, szlifowanie itd.

Kiedy pracę uważałam za zakończoną zachciało mi się wzmocnić efekt końcowy nakładając płatki złota. Kto to robił, wie że praca ta wymaga cierpliwości i czasu.

Myślę, że to już koniec metamorfozy ramek. Efekt mnie zadowala, więc chyba dam im już spokój 🙂

 

 

Pierwsza wersja ramek

 

 

ostateczna wersja ramek

 

 

 

Nalewka z kwiatów czarnego bzu

 

Kwiaty czarnego bzu są bardzo aromatyczne. To właśnie ten aromat nada wyjątkowego charakteru nalewce. Cytryny i miód dodatkowo wzbogacą jej smak. W ten sposób powstanie jasnozłota nalewka, która będzie eliksirem na jesienne i zimowe dni.

30 baldachów czarnego bzu

1/2 litra spirytusu

1/2 litra czystej wódki 40%

4 cytryny

500 g miodu (można więcej)

1/2 l wody

Kwiaty czarnego bzu najlepiej zerwać rano w suchy dzień.

Usunąć jak najwięcej części zielonych (gałązek). Najlepiej robić to nożyczkami.

Kwiaty bzu włożyć do dużego słoja przekładając plastrami cytryn (wcześniej dokładnie umytych i wyparzonych).

Całość zalać spirytusem i wódką. Słój dokładnie zamknąć i pozostawić na 10 dni. Następnie zlać przez gęste sito.

W garnku rozpuścić miód i lekko przestudzić. 1/2  litra wody zagotować. Ostudzić a następnie połączyć z miodem i wlać do nalewki.

Nalewkę przefiltrować (ja używam do tego celu filtru do kawy) i rozlać do butelek.  Odstawić na 5-6 miesięcy a potem delektować się jej smakiem.

Sałatka z ciecierzycą

 

Sałatka z cieciorką i kaszą bulgur to mój autorski pomysł. Powstał z potrzeby chwili i z tego co miałam w lodówce. Sprawdził się znakomicie. Dlatego z przyjemnością go polecam i to nie tylko dla wegetarian. Niech taka sałatka stanie się alternatywą dla śniadaniowej lub kolacyjnej kanapki.

 

1 puszka cieciorki (400g)

200 g kaszy bulgur

285 g (netto) suszonych pomidorów w oleju

3 ogórki kiszone

4 buraczki marynowane

1 opakowanie (200g) sera sałatkowego Pilos (z Lidla)

pęczek drobnego szczypiorku

ulubione zioła – 2 łyżki (u mnie kumin, pieprz ziołowy, czarnuszka, suszone pomidory, czubryca)

oliwa z oliwek ok. 5 łyżek – może być z suszonych pomidorów

sól do smaku

 

Kaszę bulgur gotuję w osolonej wodzie. Czekam aż ostygnie.
Pomidory suszone osączam z oleju i kroję w paseczki.
Ogórki, buraczki i ser sałatkowy kroję w niedużą kostkę.
Cieciorkę odsączam z zalewy.
Szczypiorek siekam.
Wszystkie składniki przekładam do miski. Dodaję oliwę, zioła i mieszam

 

 
Smacznego! 🙂