Urlop na Wyk auf Fohr

 

Nasz krótki, ale intensywny urlop na Wyk auf Fohr  jest już historią. To była inauguracja letniego sezonu. Choć tym razem zdecydowaliśmy się na samolot, to podróż i tak trwała około 11 godzin (z lotniska w Hamburgu trzeba jeszcze podróżować dwoma pociągami i promem).

Ale jak tu mówić o niewygodach podróży, skoro przed nami połyskujące Morze Wattowe, wyspy Halligen na wyciągnięcie ręki (podczas podróży promem), a nade wszystko niezwykłe zjawisko natury – przypływy i odpływy, które regularnie całkowicie zmieniają krajobraz, niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki. Rozległymi wielokilometrowymi wattami odsłaniającymi podczas odpływów brązowo-zielone lepkie błoto można spacerować, a raczej taplać się w mazistym błocie. Podczas tych spacerów pod ubłoconymi stopami napotykać można rozliczne żyjątka: małże, kraby, wodne robaki, ślimaki i wiele innych stworzeń, o których istnieniu brodząc w morskiej wodzie nie mamy pojęcia.

 

 

Z morzem Wattowym nieodłączne związany jest wiatr. Wiatr jest naszym słońcem mawiają tu mieszkańcy. Wykorzystywany jest on na niezliczonych farmach wiatrowych produkujących energię elektryczną.

Rysiu obserwował uważnie, jak przystało na geografa, mijające krajobrazy, niepoliczlną ilość wiatraków, duże stada pasących się krów i owiec. Dla mnie to nie nowość (to moja blisko dwudziesta podróż w te strony). Czuwałam tylko, aby nie przysnąć i nie dojechać na Sylt, gdzie pociąg ma końcowy przystanek.

 

 

Ostatni etap podróży. Blisko godzina podróży promem z Dagebul na Fohr. Za chwilę uściskamy się z Jolą i Klausem.

 

 

Na horyzoncie widać wyspę Fohr do której zmierzamy…

 

 

Willkommen auf Fohr! 

 

 

Pierwszy dzień naszego pobytu wypadł akurat w moje urodziny. Z tej okazji Jola i Klaus zaprosili nas na śniadanie do kawiarni na Sandwall’u, gdzie w promieniach porannego słońca, podziwiając połyskujące w słońcu morze zainaugurowaliśmy świętowanie lampką szampana i obfitym pysznym śniadaniem.

 

 

Potem spacer nadmorską promenadą i ochłoda w postaci zimnego napoju, czemu jak widać sprzyjały dobre humory.

 

 

Tego dnia po wycieczce do Nieblum zaliczyłyśmy z Jolą rundę po sklepach. To dla nas, jak zawsze jedna z większych przyjemności, zwłaszcza jeżeli możemy robić to wspólnie.

 

 

Wieczór spędziliśmy w Restaurant zum Walfisch był niezwykle przyjemny i zaskakujący za razem. Przypadkiem okazało się, że Gośka ma także urodziny! Bliźnięta w natarciu! Ode mnie Gosiu jeszcze raz wszystkiego co najlepsze i oczywiście p o w o d z e n i a  w wiadomej sprawie!!!

 

 

Celebrowanie wyśmienitych dań serwowanych przez Klausa. Nasze podniebienia rozpieszczane były każdego dnia i zawsze szef potrafił nas czymś zaskoczyć. To był czas tylko dla naszej czwórki. Mogliśmy go miło i spokojnie spędzić razem. 

 

 

Lunch w piękny upalny dzień w restauracji Namine Witt w Nieblum – miejscu iście bajkowym.

 

 

 

Długie wieczory przeciągające się czasem do bardzo późna na koniec pracy (feierabend) w restauracji razem z całą polską załogą.

 

 

Nasze spacery pięknymi uliczkami miasta. Każda inna i każda piękna. Małe skrawki ziemi przy domach wykorzystane do maksimum. Róże, róże, róże,  którymi Ryszard był oczarowany…

 

 

I trochę nadmorskich klimatów…

 

 

Kilka wspomnień z domowych pieleszy.

 

 

Dwa kosy odwiedzały często nasz ogródek. Rano pełniły rolę budzików. Swoim mocnym głosem potrafiły obudzić nas przed czasem nastawionym w telefonie. Niezwykle utalentowani parkowi śpiewacy ustępują swym śpiewem jedynie słowikom. Najintensywniej koncertują o świcie i zmierzchu, takoż wieczorem mieliśmy znowu przyjemność słuchać ich koncertów. Ponieważ jesteśmy miłośnikami ptasich treli, była to dla nas nie lada frajda.

 

 

Ostoja bocianów i kaczek wszelakich. Populacja bocianów na Fohr sięga od 20 do 30 młodych rocznie. Dorastają one w miejscowych gniazdach. Wiele bocianów z pomocą ludzi zimuje na wyspie. Część odlatuje. Niektóre z nich powracają na wiosnę.

 

 

W parku rodzina kacza była obiektem naszego zainteresowania. Obserwowanie ich wzajemnych relacji (mamy, taty i kaczątek) bardzo nas bawiło. Tata, pięknie upierzony kaczor – pływał dostojnie po stawie dyskretnie obserwując czy nie ma jakiegoś zagrożenia dla jego stada. Pozostała opieka spoczywała na kaczce. Małe, jeszcze trochę niezdarne, podążały za nią krok w krok.

 

 

No i jeszcze krótko o spacerach po sklepach, do których mój ukochany mąż, jak widać na fotkach, miał określony stosunek…

 

 

Żegnamy się z Niksą i Wyspą. Do widzenia Kochani. Dziękujemy Wam za wszystkie chwile razem spędzone!

 

 

2 komentarze do “Urlop na Wyk auf Fohr”

  1. Super skladanka….choc bez cenzury 🙂 ….beda wspaniale wspomnienia po latach…ale mamy nadzieje, ze zrobimy powtörke —moze juz w przyszlym roku??.Caluski <3 <3

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *