Początek zmian

 

KRZESŁO  W  STYLU  PROWANSALSKIM (początek zmian)

 

Kolejne stare krzesło, które ma tę samą historię co poprzednie,  poddane zostało obróbce, która ma na celu zmianę jego wizerunku. Zaczęłam od dokładnego przetarcia papierem ściernym i umycia na mokro celem pozbycia sie pyłu powstałego przy szlifowaniu. 

 

 

A tak prezentuje się z jedną warstwą akrylówki (kolor przekłamany – wygląda na biały – w rzeczywistości jasno szary).

 

 

Z trzema warstwami farby.

 

 

Teraz będzie schło. A jak znajdę trochę czasu zrobię przecierki.  Chcę jeszcze na nim namalować napis ale najpierw muszę zrobić szablon. Mam nadzieję, że zdążę przed zimą…

A potem jeszcze warstwa wosku i zagości w kuchni.

 

 

Bransoletka – panterka powstała w zeszłym tygodniu. Dzisiaj miała sesję zdjęciową.

 

Babie lato w Tuchomku

 

Staff Leopold

Babie lato

 

Gdy zwieziono snopy na klepiska,

Chłopcy sady z owoców otrzęśli,
W ulach pszczołom podebrano plastry,

A w ogródkach lśnią ostatnie astry:
Babie lato schodzi na ścierniska

I nić srebrną snuje z swojej przesil.

Lśni pogody blask
błękitnozłoty:
Zda się, jakby wiosna pełnej treści
Nie zużywszy,
minąwszy niecała,
Swe ostatki w wrześniu przeżywała
I że lato oszczędzeń
w dnie słoty
Czar swój w środku jesieni dziś mieści.

Co się wiośnie
nie przeżyło wiosną,
Co się latu nie udało w lecie,
Co chmur czarnych
ściemniła pogróżka,
To babiego lata dobra wróżka
Dłonią cichą, miękką i
litosną
Z swej kądzieli w srebrzystą nić plecie.

Gdy spodziane nie
dopiszą żniwa,
Gdy nie udał się owoc wróżony,
Zły roik-urok pobił rój
wśród woszczyn;
To, co spełzło dla chałup i wioszczyn,
To dodadzą
pajęcze przędziwa,
Dadzą lata babiego kokony.

To, co sercu z snów
się nie wyśniło,
Chociaż miłość roi i przeczuwa,
Co z obietnic nigdy się
nie spełni,
Jak z obłoków gry, które wiatr wełni,
Co nie wskrześnie w
życie marzeń siłą:
Babie lato swą przędzą dosnuwa…

Nić się snuje
srebrzysta i cienka,
Po ścierniskach, po drzewach się mota,
Jak
marzenia, jak sny i nadzieje…
Jutro wiatr je jesienny rozwieje
I
zostanie udręka i męka,
I bezdenna, jesienna tęsknota.

Babie lato,
babie lato srebrne,
Jak szron bliski i blade przymrozki,
Snom i kwiatom
spóźnionym trucizna…
Babie lato szare jak siwizna,
Szare jako serce
niepotrzebne,
Jak starości znużenie i troski…

 

Ciepła, słoneczna październikowa niedziela spędzona w Tuchomku – 2 października 2011

 

 

misternie utkane srebrzyste nici babiego lata  lśniące w październikowym słońcu

 

 

piękny wrzesień i początek października zaowocował w tym roku wyjątkowo dużą ilością srebrzystej przędzy babiego lata

 

 

jesień potrafi być piękna, słoneczna i ciepła z chłodnymi porankami, obfitą poranną rosą, która połyskuje na białych nitkach babiego lata

 

 

 

jeszcze raz w tym sezonie zakwitła ostróżka (ostróżki kwitną powtórnie, jeśli pod koniec lata przytniemy przekwitnięte pędy)

 

 

pięknie przebarwione liście sumaka octwoca przybrały soczystą czerwoną barwę

 

 

różowe kwiaty rozchodnika

 

 

gdzieniegdzie na trawie zakwitły stokrotki

 

I tak powstała seria

 

 

“MODNA”

 

Bransoletka z A. Hepburn, którą zrobiłam w ubiegłą niedzielę zachęciła mnie do zrobienia jeszcze kilku o podobnym charakterze. Dzisiaj powstały trzy a w zamyśle mam jeszcze jedną, która niebawem dołączy do tej serii. Przewodnim motywem każdej jest A. Hepburn. Zabawa przy ich powstawaniu polegała na eksperymentowaniu w doborze motywów i kolorów metodą wielu prób dopasowywania poszczególnych elementów.

 

 

“MAKOWA”

 

 

“SUBTELNA”

 

Róża – piękny, zachwycający kwiat. Tym razem zdobi bransoletkę, która powstała dzisiaj w “biegu” między  jedną a drugą z A. Hepburn.

 

 

 “RÓŻANE PĄKI”

 

Bransoletka z A. Hepburn

 

Zabawa formą i kolorem

 

 

 W przepiękną wrześniową niedzielę, w otoczeniu przyrody w wyniku wielu przymiarek powstała kolejna bransoletka. Ta zabawa formą i kolorem sprawiła mi prawdziwą frajdę. Bransoletka ma już swoje przeznaczenie. Trafi do kogoś, kto ceni sobie oryginalność i kocha Audrey Hepburn.

 

 

A w Tuchomku już jesień. Dowodem jest rozchodnik okazały, który nabrał różowej barwy, żółci się już nachyłek i rudbekia. Te kwiaty świadczą o tym, że jesień za pasem.

 

 

A niżej wciąż nie przestaje kwitnąć pelargonia no i moje kochane nawłocie, zwane też mimozami.

 

 

Lubię nawłocie – okazałe wiechy żółtych kwiatów. Tworzą wyraźne żółte  plamy i ożywiają coraz bardziej ponury jesienny ogród. Ta niewybredna dość ekspansywna bylina, która łatwo sama się rozsiewa zawsze znajdzie miejsce w naszym ogrodzie.

Nawłocie nazywano mimozami. Jak w przepięknej piosence Niemena: “Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła…”.

 

 

malowana sobota

 

Prawdziwy, stary, drewniany mebel posiada duszę i nieprzemijające piękno.

 

Before

 

 

Krzesło stare przedwojenne. Na odwrocie widoczna “metryczka” – pieczątka zachowana prawie w całości: (dobry tusz!!!) “Józef Januszewski – skład kolonialny i wyszynk – wyroby tytoniowe – Lniano, pow. Świecie”. Krzesło wykonane w Polsce.

Dla nas ma ono wyjątkową wartość. Pochodzi z restauracji mojego Teścia. Dlatego choć nie było już w najlepszej “kondycji” – postanowiłam dodać mu trochę rumieńców – sprawić, że będzie mogło jeszcze czas jakiś pobyć z nami przywodząc ze sobą nie jedno wspomnienie.

Ma już przygotowane miejsce a nawet trzy (łazienka, sypialnia lub kuchnia) – zobaczymy, gdzie będzie się lepiej komponowało.

Trochę zachodu z nim było! Brakowało kilku śrub bez których nogi się “rozchodziły”. Ale najwięcej pracy wymagało szlifowanie i szorowanie całej powierzchni, a zwłaszcza wszystkich zakamarków,  celem odtłuszczenia.

 

 

Po tych niezbyt lubianych przeze mnie zabiegach czyszczących nastąpiło: malowanie, malowanie, malowanie (trzykrotne). Tak wyglądało z jedną warstwą farby.

 

 

After

 

 

A tak wygląda po trzech warstwach srebrnej akrylowej farby (szwedzkiej) i wtarciu jednej warstwy pasty pozłotniczej (srebrnej). Pozostanie już tylko polerowanie (po 24 godzinach) i pokrycie warstwą werniksu.

 

 

Ryszard też malował domek i okiennice.

 

 

Po zmaganiach z “Józwowym” krzesłem – zabrałam się za decu. I tak powstał świecznik z rybami i dwie bransoletki, które są namacalnym dowodem na to, że już tęsknię za latem…

 

Sławni, wielcy, niezapomniani

 

 

Sesja zdjęciowa w plenerze

Ciepło, słonecznie i bezwietrznie – ostatnie okruchy lata. Odpoczynek w Tuchomku wspaniały! Przycinanie krzewów, suchych kwiatów, gotowanie, czytanie no i oczywiście najprzyjemniejsze – decoupage’owanie. Rezultat –  taka oto skrzynka a na niej: sławni, wielcy, niezapomniani. Pracować w tak piękną pogodę na powietrzu to prawdziwa przyjemność!

 

 

I jeszcze małe pudełko – zgodnie z życzeniem Joli motyw – róże. Postarzone, poprzecierane – shabby chic. Nie wiem czy jeszcze dodać trochę złoceń?

 

 

I duże pudło na karty menu do Restaurant zum Walfisch w trakcie pracy!

 

 

Malowanie, przycinanie…

 Natka dorwała się do sekatora i z wielką ochotą przycina gałęzie derenia białego. Chce nadać mu ładniejszą formę i pobudzić do rozgałęzienia. Dereń latem zieleni się wokół “gołego”, okazałego świerkowego pnia, a późną jesienią i zimą  jego pędy i starsze gałęzie  są błyszczące i  jaskrawoczerwone . Kolor ten jest tym silniejszy, im krzew ma bardziej słoneczne stanowisko. 

  Natalia bawiła się również w malowanie. Przyciętą śliwę pomalowała  na  kolor pistacjowy, a pień wiśni na piękny błękit.

Ligularia przewalskii

Ligularia przewalskii (języczka Przewalskiego)

W stanie naturalnym bylina rośnie na północy Chin. Malownicza roślina o wysmukłych długich kwiatostanach. W czasie kwitnienia osiąga wysokość nawet do 1,50 m. Cienkie, sztywne, wyprostowane łodygi barwy brązowej, najczęściej z trzema liśćmi. Wyprostowane długie pędy kwiatostanowe utworzone są z wielu drobnych, charakterystycznych koszyczków kwiatowych, średnicy 2-3 cm, złożonych z 3 żółtych kwiatów rurkowatych i 2 żółtych języczkowatych (od nich pochodzi nazwa). Kwiaty w kwiatostanie rozwijają się stopniowo i dość długo, ich kwitnienie przypada na lipiec-wrzesień. Przekwitnięte kwiatostany warto pozostawić, gdyż są dekoracyjne także zimą.

Poniżej nasza Ligularia przewalskii w trakcie sadzenia przez darczyńcę  Grzesia i jego wdzięczną pomocnicę Zuzię. Miejsce, jakie wspólnie wybraliśmy jest optymalne – pięknie komponuje się na tle oczka wodnego i innych roślin. Będzie tu miała dobre warunki do rozwoju.

Przybyły nam tego dnia jeszcze dwie rośliny: kosodrzewina i świerk szczepiony. Nowa kosodrzewina (na zdjęciu niżej) nazwana przez nas “Hanną” a  świerczek “Gregorym” zostały podarowane przez naszych gości z Łomży.

Przy ognisku

Ognisko w Tuchomku to nieodzowny element wakacyjnych atrakcji. Biesiadowanie przy nim to ogromna przyjemność. Zawsze duże i starannie przygotowane przez Rysia.  No i koniecznie  kiełbaski, które nadziewane na specjalne metalowe szpadki (widelce jak mawia Zuzia) i pieczone nad żarem powstałym z wypalonego drewna. Ognisko początkowo bucha dymem, następnie sypie płomieniami, strzela iskrami, ogrzewa, rozświetla zapadający zmierzch, wytwarza swoistą atmosferę, wyjątkowy klimat, wieczór staje się magiczny. 

Taki piękny wieczór przy ognisku spędziliśmy z naszymi kochanymi Łomżyniakami.

 

 płonie ognisko…

 a my szczęśliwi grzejemy się w jego płomieniach

w oczekiwaniu na pieczenie kiełbasek…

Łomża w Tuchomku

Haneczka z rodziną na urlopie w naszym tuchomkowym gospodarstwie. Pogoda dopisała w 70 %,  humory  na 100%. Zwiedzanie, plażowanie, miłe spotkania rodzinne, urocze wieczory przy kuflu łomżyńskiego piwa…

Wspólne zabawy dziewczynek pełne pomysłów i fantazji.

  Nasze wspólnie spędzane wieczory w Tuchomku w towarzystwie zachodzącego słońca.

 Niestety nie obyło się bez sutych deserów. Ulubione bezy, bita śmietana i truskawki – pycha!

 Łomżyniacy, a właściwie ich zapiaszczone nogi  – na plaży w Karwii. Zdjęcie w naszej ocenie zajęło najwyższą notę.

 Dziewczyny złaknione  kąpieli morskich i słonecznych. Plaża w Karwii.