Governors Island czyli Wyspa Gubernatora jest oddalona zaledwie kilka kilometrów od Manhattanu (niecałe 10 minut promem). Governors ma bardzo ciekawą historię. Z uwagi na strategiczne położenie zawsze była obszarem zmilitaryzowanym pozostającym pod zarządem armii. Jakiś czas temu Governors Island „przeszła do cywila”. Rząd federalny odstąpił ją stanowi Nowy Jork za przysłowiowego jednego dolara. Obecnie otwarta dla publiczności jest idealnym miejscem pozwalającym uciec od zgiełku Nowego Jorku. Miejsce jest naprawdę kuszące. Do dyspozycji gości pozostaje 70 hektarów zieleni. Można więc tu wspaniale odpocząć zwłaszcza w upalne dni. Pikniki, wycieczki rowerowe, wystawy sztuki spektakle i niesamowite widoki na Manhattan i Lady Liberty.
I my tu byliśmy całą ferajną w upalny świąteczny poniedziałek – 26 maja. A wycieczkę tę zawdzięczamy Julce, która była główną inicjatorką wyprawy.
Ponieważ w tym dniu nowojorczycy świętowali, upał lał się z nieba a przejazd promem na Governors był bezpłatny to chętnych było sporo i trzeba było chwilę poczekać na kolejny prom.
Oczekiwanie na statek umilały – zwłaszcza naszym Panom – piękne widoki (i to nie tylko na Manhattan)
Można było nieco skrócić sobie czas oczekiwania na pobliskim trawniku, z czego chętnie korzystały dzieci i nasza gimnastyczka Amelka.
Manhattan widziany z pokładu statku
Wyspa Gubernatora pełna zieleni, z której chętnie korzystali przyjezdni odpoczywając na trawie. Jeden wielki piknik!
Stare piękne drzewa użyczały w ten upalny dzień nieco cienia, z którego korzystaliśmy czekając cierpliwie przed wypożyczalnią rowerów.
Widok na Lady Liberty
i Manhattan
Wypożyczony przez nas wehikuł pomieścił całą naszą siódemkę. Czasem zwłaszcza pod górkę trzeba było trochę popchać. Była przy tym niezła zabawa.
A na koniec jeszcze lody dla ochłody. Rysiu oczywiście obowiązkowo czekoladowe.
Po wycieczce, która każdemu z nas dała nieco w kość (słońce spiekło każdego po trosze) – Pani domu serwowała smakołyki z grila. Była karkówka, biała kiełbaska no i rarytas – kotlety z jagnięciny! Do tego sałatka ziemniaczana i zielenina – pycha!!! Na i oczywiście deser – lody serwowane przez dziewczynki. Biesiadowaliśmy popijając zimne piwo do późnego wieczora.
Hamakowy relax Amelki