Mundial fascynuje różne pokolenia…
inne
Lato w tym roku przyszło już wiosną.
Rekordowo ciepły maj nie ominął również Wybrzeża. Piękny początek majówki inaugurujący prawdziwie letnią pogodę przetrwał cały miesiąc. Tak wielu ciepłych i słonecznych dni w tym najpiękniejszym miesiącu trudno się doszukać sięgając pamięcią wstecz. I niech tak zostanie. Wierzymy, że tak będzie, bo początek naszego pierwszego urlopu w tym sezonie już na początku czerwca.
W związku z majowym ciepełkiem dużo czasu spędzaliśmy w Tuchomku. Dzieci mogły doświadczyć prawdziwego letniego raju na powietrzu. I skrzętnie z tego skorzystały.
Fotorelacja z niedzieli 27 maja
Olenka z oryginalnym makijażem po urodzinowej zabawie u koleżanki dotarła do nas nieco później.
Dzień Trzech Mam spędziliśmy rodzinnie w Tuchomku. Pogoda dopisała, humory także.
Koszenie, przycinanie, relaks, zabawy, śmiech, radość…
Spotkaliśmy się z dziećmi i wnukami w komplecie. To dla nas zawsze jest największą radością. Oby takich dni spędzonych wspólnie było jak najwięcej.
Tobiś na tuchomkowym wybiegu czuje się jak ryba w wodzie. Wszystko co nowe musi dotknąć, wypróbować i zamienić w ciekawą zabawę.
Brodzik dla ptaszków to dla niego okazja do zamoczenia rączek i taplania się wodzie.
Zupa pomidorowa przygotowana w dużym wiaderku w piaskownicy to kolejny sposób na kreatywną zabawę.
Ale najlepsze są te z kręgu zakazanych. Na przykład fantastyczna zabawa polegająca na grzebaniu i wybieraniu popiołu z ogniska. A jak się można przy tym wybrudzić! Kurzu co nie miara, a frajdy jeszcze więcej. Owoc zakazany zawsze smakuje najbardziej!
Kosiarka do dla niego kolejne wyzwanie. Fajnie chodzić przy tatusiu i pomagać w koszeniu. Można tak długo w tą i z powrotem, w tą i z powrotem…
W drodze na obiad spotkaliśmy rzadko spotykanej maści szczeniaka. Hałasu narobił co nie miara, merdał ogonem zapraszając do zabawy. Uroda czworonoga powalająca.
Tobiś znużony i nieco śpiący po kilkugodzinnej zabawie na powietrzu w oczekiwaniu na obiad miał nie tęgą minę. Zachęcany przez mamusię do drzemki nie chciał skorzystać. Po obiedzie wzmocnił się na tyle, że nie chciał mimo nadciągającej burzy zejść z placu zabaw. Konieczna była interwencja tatusia, który nie zważając na protesty Juniora doholował go z powrotem na działkę.
W zdrowym ciele, zdrowy duch. Popisy gimnastyczne Olenki. A po nich kilka chwil na relaks.
Drugi nietypowy domek dla ptaków wykonany tym razem z glinianego dzbanka.
Dzbanek kupiliśmy wiele lat temu w Wilnie. To naczynie posiada jeden płaski bok oraz otwór pozwalający zawieszać go na ścianie. Wykonany przez wileńskiego artystę z pięknym ręcznie malowanym motywem.
Niefortunny przypadek sprawił, że został wyszczerbiony. To kwalifikowało go właściwie do wyrzucenia na śmietnik.
Szczęśliwym trafem natknęłam się niegdyś w necie na budki wykonywane z porcelanowych dzbanuszków. I w ten oto sposób wileński ludowy dzbanek zmienił swoje przeznaczenie. Stał się schronieniem dla skrzydlatych przyjaciół. Mam nadzieję, że będzie służył dobrze i spełni swoją rolę znakomicie.
Rysiu z Bartkiem przymocowali go do zbitych ze sobą dwóch deseczek a następnie umocowany został na brzozowym pniu.
W zanadrzu mam jeszcze kilka pomysłów na inne nie mniej oryginalne bird houses. Ale to już po powrocie z wakacji na Wyk auf Fohr.
W sklepach można kupić wiele budek dla ptaków. Są one najczęściej wykonane z drewna. Mają oczywisty, znany każdemu kształt. Mówiąc krótko – niewiele różnią się od siebie.
Można jednak urozmaicić architekturę domków i wykonać nietuzinkową, oryginalną jedyną w swoim rodzaju budkę lęgową.
Każda może być inna. Wykonana z różnych materiałów, posiadająca różne kształty. Wystarczy rozejrzeć się dookoła a okaże się, że jest wiele przedmiotów które mogą być bazą do budowy.
Dla mnie inspiracją stał się koszyk z plecionych słomianych warkoczy, który był dziełem jakiegoś ludowego artysty. Wcześniej służył do przechowywania cebuli. Sprawdzał się w tej roli znakomicie. Mam więc nadzieję, że w roli budki dla ptaków również spełni swoje zadanie.
Rozpoczęłam od wycięcia w dnie koszyka otworu. Wystarczyły do tej czynności nożyczki. Resztę pracy wykonał Rysiu.
Żeby ptakom było dobrze w naszym ogrodzie oprócz budek lęgowych i gęstych krzewów do gniazdowania trzeba zadbać aby szczególnie w upalne dni, zapewnić im wodę do picia. Każdego na to stać. Nie musimy kupować drogich oferowanych przez handel poidełek.
Wystarczy stara emaliowana miseczka ustawiona na wiekowym i mocno sfatygowanym metalowym kwietniku. A podobnych rzeczy nadających się do tego celu każdym w domu i w ogrodzie zapewne ma wiele. Trochę chęci i wyobraźni w zupełności wystarczy. A frajda i satysfakcja gwarantowana.
Kolejny przykład to doniczka i podstawka z terakoty. Do tego płaskie kamienie, które zapewnią stabilizację i ułatwienie małym skrzydlatym wygodnego korzystania z baseniku.
Tobi po południowej drzemce budzi się radosny i skory do harcowania na łóżku. Uwielbia tylko jemu znane „gagutkowanie” (dziecięce igraszki), skakanie i popisy wszelakie. Trzeba mieć na niego dyskretne baczenie, aby harce nie zakończyły się jakąś niefortunną kontuzją. Kocham tę Jego szczerą dziecięcą radość, ufność i prześliczne roześmiane oczka 🙂
Jak wspomniałam w poprzednim wpisie majówka obfitowała w różnorodne zdarzenia. Krótka fotorelacja z tych pięknych majowych dni. Rodzinnie, twórczo, pracowicie, relaksowo, smakowicie, wesoło, zabawowo, itd, itp.
Obiad w Mulku. Tu zawsze smacznie i obficie.
A po obiedzie to tylko rzut beretem do Tuchomka. Chłopcy dali upust swojej energii. Piłka, drabinki, biegi i inne atrakcje na przykład – zbieranie winniczków.
Ślimaki, choć przysłowiowo powolne, z wyścigami radziły sobie całkiem nieźle. Najmniejszy osobnik wystawiony przez Kajtusia był zdecydowanie najszybszy.
Po zakończonych wyścigach wszystkie winniczki zostały w majestacie ekologii i poszanowania przyrody wypuszczone na wolność. Tadzio z Dziadziem wynieśli koszyk ślimaków poza ogrodzenie na soczystą łąkę.
Wspinaczka po sędziwych i od lat nie odnawianych drabinkach wpisana została w tradycję dziecięcych zabaw. Chłopcy wyczyniali na niej różnorakie popisy, zwisy, wspinanie, huśtanie i takie tam inne atrakcje ruchowe. A wszystko, jak widać w oddali, pod czujnym okiem rodziców.
Pierwiosnki i stokrotki zerwane z trawnika to bukiecik, którym chłopcy obdarowali swoją kochaną Mamusię Natkę.
Zakupy w sklepie ogrodniczym: rajska jabłoń, świdośliwa i dwie czarne porzeczki znalazły miejsce w tuchomskim ogrodzie. Rajskie jabłuszko posadziliśmy w miejsce kikuta po starej śliwie (przez wiele lat pomalowany na zielono pełnił rolę „ozdobną”). I choć był spróchniały, to wcale nie łatwo było się go pozbyć.
Z niebieskim kikutem po wiśni nie było żadnych problemów. Bez większego wysiłku został wyrugowany ze swojego miejsca i trafił na ognisko. Trzeba pomyśleć o stworzeniu nowych miejsc, gdzie będzie można umocować karmniki i budki lęgowe.
W pobliżu naszego największego drzewa okazałego świerku znalazło się miejsce dla świdośliwy. Ma ona wyrosnąć do około trzech metrów. Zobaczymy czy dość bliskie sąsiedztwo ze świerkiem będzie jej służyło.
No i jeszcze rzeczone porzeczki. Duże krzaczki, obficie kwitnące. Mamy nadzieję, że jeszcze w tym sezonie zbierzemy z nich owoce.
Bardzo krótki relaks z Wyborczą.
Długi majowy weekend już za nami. Pogoda była łaskawa i pozwoliła na spędzenie wielu godzin w Tuchomku i nie tylko. A działo się wiele.
Majówkę rozpoczęliśmy pięknym spotkaniem rodzinnym. To była wspaniała, serdeczna i miła rodzinna wizyta. Dziękujemy Basi, Marzence i Grażynce za pomysł. Oby takich pomysłów było więcej a co za tym idzie niezapomnianych chwil spędzonych wspólnie.
Kurtkę dżinsową kupiłam kilka lat temu w Tchibo. Od początku nie odpowiadał mi jej kolor, dlatego wisiała sobie w szafie (aż dziw, że jej komuś nie oddałam).
Przeglądając metamorfozy kurtek z dżinsu w internecie postanowiłam spróbować. Eksperyment się powiódł. Jestem zadowolona. Polecam wszystkim, którzy mają tego typu dylematy.
Kurtka została rozjaśniona w najprostszy sposób, czyli wybielaczem. Ja użyłam wybielacza ACE.
Następnie materiał bardzo dokładnie wypłukałam i dwukrotnie wyprałam w pralce aby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu chloru.