Lektura wakacyjna

Książka na niepogodę

Podczas wakacji zawsze sięgam po książkę interesującą, ale niezbyt „skomplikowaną”. Cukiernia Pod Amorem – dwa opasłe tomy, które znalazłam u Joli w biblioteczce – to niesamowita saga – książka kojąca duszę, zajmująca umysł i rozwijająca wyobraźnię. Jest w niej wszystko, czego oczekuje się od dobrej powieści. Wciągająca historia losów rodzin,  których łączą więzy pokrewieństwa, przyjaźnie i animozje. Są wielkie namiętności, jest miłość,  ważne wydarzenia historyczne. Autorka na przemian raczy nas historią  współczesną i rozmaitymi historiami wcześniejszymi, rozciągniętymi w czasie przez całą drugą połowę XIX stulecia, aż do początku wieku XX.

Niebawem ma ukazać się trzeci tom tej powieści, na który już dzisiaj czekam z niecierpliwością.

Książkę Manueli Gretkowskiej „Kobieta i mężczyźni” – wyszperaną w księgozbiorze Joli – pohłonęłam w ciągu 1,5 dnia. Proza tej pisarki jest specyficzna, nie ma tu subtelnych opisów, niedomówień, wręcz przeciwnie. Gretkowska  „nazywa rzeczy po imieniu”, nie poetyzuje. W prostej fabule pisanej niekiedy brutalnym, wulgarnym językiem autorka zawarła kilka ciekawych spostrzeżeń, o kobietach i mężczyznach, o społeczeństwie, o współczesnym świecie. Sama fabuła – kilka lat z życia Klary – też jest interesująca, niebanalna. Polecam na deszczowe dni.

W czasie urlopu zdążyłam zajrzeć jeszcze do biografii Jane Fondy. Wrócę do niej za rok.

Dzięki Jolu, że można znaleść w Twoim księgozbiorze zawsze coś interesującego. Te wakacyjne lektury uzupełniają moje  „niedobory” w czytaniu w ciągu roku i zapewniają interesujące wypełnienie urlopowego czasu w niepogodne dni.

Plażowowanie na Wyk auf Fohr

Choć pogoda na wyspie Fohr w lipcu nie dopisała, to każdy słoneczny dzień sprzyjał korzystaniu ze słonecznych i morskich kąpieli zwłaszcza przez wypoczywających tu gości. Poniżej fotki z plaży na Wyk auf Fohr.

Na drugim planie port Wyk auf Fohr (od 1704 roku), skąd przypływają i odpływają promy pasażersko-samochodowe.

Promy kursują często, są bardzo wygodnym środkiem transportu, łączą położony na stałym lądzie port Dagebull z miasteczkiem Wyk auf Fohr.  Można tu skorzystać z małej gastronomii, a w słoneczne dni w trakcie rejsu podziwiać  widoczne na horyzoncie wysepki Halligen oraz delektować się słońcem na pokładach.

Mini plaża w Restaurant zum Walfisch

 

Samochodem przez wyspę

W ubiegły wtorek Klaus „zafundował” nam piękną wycieczkę po wyspie. Odwiedziliśmy: Ovenum, Midlum, Utersum, Wrixum, Dunsum, Oldsum i Nieblum. Niewielkie wioski, w których jakby czas płynął wolniej, bez miejskiego gwaru i pośpiechu. Domy, w większości pokryte strzechą wyglądają niezwykle malowniczo. Można tu aktywnie spędzić urlop, jeżdżąc rowerem lub spacerując szlakami, które pozwolą turyście dogłębnie poznać sielski urok wyspy. Fryzyjskie wioski nad wattami emanują spokojem i ciszą. Wraz ze zmianą pływów morze ukazuje wciąż swoje nowe oblicze.

Piękna pogoda pozwoliła jeszcze bardziej dostrzec uroki wyspy, „zasmakować ” ich niezwykłego klimatu i piękna. Uraczyliśmy również nasze podniebienia smacznym obiadem podanym w restauracji Wikinger w Nieblum.

 Przy okazji odwiedziłyśmy kilka uroczych sklepików…

Ogrody w Nieblum zawsze pełne kwiatów.

I ten błękit nieba…

Urlop na wyspie – photo z wakacji

Wyk auf Fohr – moja wakacyjna oaza. Tu od kilkunastu lat spędzam letnie wakacje.

Föhr  –  jedna z Wysp Północnofryzyjskich przy niemieckim wybrzeżu  Morza Pólnocnego.   

Wyspa ma powierzchnię 82 km?, a zamieszkuje ją 8 647 mieszkańców. Jest to największa z niemieckich wysp nieosiągalnych  samochodem ani koleją.     Największym miastem wyspy jest Wyk auf Föhr położony na jej wschodnim wybrzeżu. Ponadto na wyspie znajduje się 16 niewielkich miejscowości, trzy z nich z zabytkowymi  kościołami z XII i  XIII wieku. Miejscowa ludność używa, oprócz  języka niemieckiego, także lokalnej odmiany fryzyjskiego, zwanej Föhring lub Fering. Lokalną ciekawostką są nazwy miejscowe kończące się na -um (jak w nazwach wiosek Nieblum, Utersum, Wrixum itp).

Na wyspę można się dostać promem samochodowym, kursującym między położonym na stałym lądzie portem Dagebüll a miasteczkiem Wyk auf Föhr  (WIKIPEDIA)

Restauracja naszych przyjaciół – Joli i Klausa – ZUM WALFISH – tu smacznie jadam i spędzam miłe przyjacielskie spotkania.

Te pyszności przygotowuje oczywiście Mistrz Klaus

Pogoda w tym roku nie nastraja do plażowania, ale wyjątkowo czyste powietrze i klimat to „skarby” które odnajduje tu liczna rzesza wypoczywających gości.

Sztormowa pogoda nie przeszkadza w spacerach.

 W dali na horyzoncie widoczne maleńkie wyspy HALLIGEN.

Wyjątkowe w skali światowej są północnofryzyjskie wysepki Halligen. Określane często, jako „pływające marzenia” małe, niezabezpieczone przed morzem wyspy różnią się od innych tym, że w czasie przypływów, prawie całkowicie zalewane są wodą. Morze oszczędza jedynie malownicze pagórki, na których znajdują się domy. Podczas wycieczki z przewodnikiem po wattach, do wysp Halligen, można dotrzeć piechotą.
 

 Urocze miasteczko z wąskimi uliczkami i bajkowymi domkami.

  I takie „staruszki” – prawdziwe perełki, które można spotkać na wyspie

Przy ognisku

Ognisko w Tuchomku to nieodzowny element wakacyjnych atrakcji. Biesiadowanie przy nim to ogromna przyjemność. Zawsze duże i starannie przygotowane przez Rysia.  No i koniecznie  kiełbaski, które nadziewane na specjalne metalowe szpadki (widelce jak mawia Zuzia) i pieczone nad żarem powstałym z wypalonego drewna. Ognisko początkowo bucha dymem, następnie sypie płomieniami, strzela iskrami, ogrzewa, rozświetla zapadający zmierzch, wytwarza swoistą atmosferę, wyjątkowy klimat, wieczór staje się magiczny. 

Taki piękny wieczór przy ognisku spędziliśmy z naszymi kochanymi Łomżyniakami.

 

 płonie ognisko…

 a my szczęśliwi grzejemy się w jego płomieniach

w oczekiwaniu na pieczenie kiełbasek…

Rodzinne spotkanie

 W oczekiwaniu na łomżyńskich gości, którzy wracali w korku z karwieńskiej plaży…  

 

Olenka z Mamusią. Nasza kochana wnusia – maleńka dzielna turystka – odwiedziła nas po długiej pieszej wycieczce w Sobieszewie (rodzice pieszo, Olenka „na plecach”)

Urocze trzy dziewczynki: Zosia, Zuzia i Olenka

Nasz maleńki „Szkrabik” poraczkował do dziadziusia. Jego zachwyt niewymowny.

  Rozchwytywana przez wszystkich Olenka – tu z Ciocią Haneczką

Łomża w Tuchomku

Haneczka z rodziną na urlopie w naszym tuchomkowym gospodarstwie. Pogoda dopisała w 70 %,  humory  na 100%. Zwiedzanie, plażowanie, miłe spotkania rodzinne, urocze wieczory przy kuflu łomżyńskiego piwa…

Wspólne zabawy dziewczynek pełne pomysłów i fantazji.

  Nasze wspólnie spędzane wieczory w Tuchomku w towarzystwie zachodzącego słońca.

 Niestety nie obyło się bez sutych deserów. Ulubione bezy, bita śmietana i truskawki – pycha!

 Łomżyniacy, a właściwie ich zapiaszczone nogi  – na plaży w Karwii. Zdjęcie w naszej ocenie zajęło najwyższą notę.

 Dziewczyny złaknione  kąpieli morskich i słonecznych. Plaża w Karwii.

Fascynacja bocianami

Wieszaki – obrazki z moimi czerwononogimi ulubieńcami skończone. Niestety już zmieniły właściciela – nie dały się sobą długo nacieszyć.

Nasze fascynacje tymi pięknymi ptakami zaowocowały kilkudniową wyprawą w miejsca, które w północno-wschodnich terenach Polski szczycą się rekordową liczbą bocianich gniazd. W 2005 roku podążając szlakiem bocianim odwiedzaliśmy „wioski bocianie”. Jednym z miejsc, gdzie spotkaliśmy się z bocianem „oko w oko” było Szczurkowo. Wieś położona na granicy polsko-rosyjskiej na północ od Bartoszyc. W 1945 roku ta duża, bogata i dobrze zagospodarowana wieś przecięta została na pół granicą państwową. Dziś po rosyjskiej stronie nie można dostrzec nawet śladu zabudowań.

Ten bociek pozostał w Szczurkowie na zimę.  Nie odleciał ze swoimi towarzyszami. U gospodarzy w Szczurkowie czuł się fantastycznie. Zaprzyjaźnił się również z całą trzódką zwierzaków zamieszkałych w tym gospodarstwie. Był tak oswojony, że pozwolił zbliżyć się z aparatem fotograficznym na odległość jednego metra. Po chwili oswajania mogliśmy podejść bliżej i poczęstować go jadłem przygotowanym przez gospodynię. Mamy nadzieję, że szczęśliwie przetrwał zimę i doczekał przylotu bocianich braci na wiosnę.

Tego boćka poznaliśmy także w 2005 roku przemierzając szlak bociani północno-wschodniej Polski – w  Żywkowie – maleńkiej wiosce, w której mieszka dwa razy więcej bocianów niż ludzi.  On również nie odleciał na zimę. Był kulawy i zapewne to było przyczyną jego zimowania w Żywkowie.

Julia u Natki i Tadzia

Wczoraj z Julką odwiedziłyśmy Natalkę i Tadka. Ciocia Julka od razu przypadła Tadziowi do gustu a on z mety zyskał jej sympatię. Patrzył na nią z dużym zainteresowaniem, uśmiechał się i przez cały czas przebywał w naszym towarzystwie. Pokazał się nowej Cioci w całej okazałości i to z najlepszej strony. Prawda, że razem wyglądają fantastycznie!