Święto Rysia

Wczoraj świętowaliśmy imieniny i urodziny Rysia w gronie najbliższych: dzieci, wnuków i Anitki. Oczywiście pierwsze skrzypce na imprezie grał jubilat, ale wszyscy skupieni byliśmy przede wszystkim na maluszkach.

Tadzio „zaliczył” pierwszą w swoim życiu wizytę jako honorowy najmłodszy gość dziadziusia Rysia. Wspaniale wypadł w tej roli. Jak przystało na „dobrze wychowanego” noworodka (a właściwie już od wczoraj niemowlaka) całą wizytę przespał ku uciesze swoich rodziców, który spokojnie mogli uczestniczyć w przyjęciu. Tylko od czasu do czasu uśmiechał się przez sen, zapewne dobrze mu u nas było.

Olenka, która jutro ukończy pół roczku była bardzo radosna, uśmiechnięta a swoje emocje wyrażała poprzez wydawanie tylko jej zrozumiałych dźwięków, kokietowała i wzbudzała u wszystkich zachwyt. A w dodatku mogła pochwalić się już pierwszym ząbkiem.

Jubilat był bardzo szczęśliwy i wzruszony!

Prawda, że uroczy…

Od kilku dni piękna wiosenna pogoda. Temperatura około 15 stopni. Prawie bezchmurne niebo. Słońce nastraja bardzo pozytywnie. Już nie mogę doczekać się soboty, aby wpaść w szał wiosennych porządków w naszym tuchomkowym „raju”. Pracy moc, jak zwykle o tej porze roku. Ale ta praca daje bardzo dużo przyjemności, zwłaszcza jak niemal gołym okiem dostrzec można rozkwitające kwiaty, pąki drzew, zieleniejące trawy…

I naprawdę wcale nie tęsknię za zimą. Ale  ten „zimowy pan”ze Skandynawii jest tak uroczy, że nie mogłam oprzeć się pokusie aby go zamieścić w tym wiosennym poście. Żegnamy cię zimo! (zdjęcie podpatrzone w sieci).

Nie ma to jak wakacje…

Zima  już traci na swej sile. Niebawem wiosna. Czekam na nią  niecierpliwie. Dzisiaj zamierzaliśmy odwiedzić nasz Tuchomek, ale się nie złożyło, głównie za sprawą transmisji ze skoków narciarskich i biegów. Na osłodę Justyna zdobyła brąz, no i Małysz skoczył fantastycznie.

Z  radością myślę o porządkach wiosennych na działce i nadchodzącym działkowym sezonie. Przy tej okazji naszły mnie wspomnienia z ubiegłorocznych wakacji. Były bardzo udane. Poniżej kilka obrazków – lato 2010 – w Tuchomku i na Podlasiu.

Krzątanina przedświąteczna…

Zaczął się grudzień a wraz z nim przygotowania do najpiękniejszych świąt – Bożego Narodzenia, pełnych tradycji i niezwykłej rodzinnej atmosfery. Lubię przedświąteczną krzątaninę, kiedy w domu roznosi się zapach pieczonych pierników – aromaty goździków, cynamonu i innych korzennych przypraw. I nic to, że setki pierniczków o różnorakich kształtach czeka cierpliwie na swoje ubranko z lukru, czekolady, koralików i innych pysznych ozdób, i nic to, że dziesiątki pierogów i uszek czeka w kolejce do zamrażalki, żeby 24 grudnia mogły zagościć na wigilijnym stole. A przecież jeszcze trzeba zakisić barszcz, ułożyć menu, zrobić zakupy, wydumać dla każdego bliskiego najwspanialszy prezent. A choinka – czym ją przyozdobić w tym roku, czym zaskoczyć biesiadników może nowym wieńcem adwentowym, może oryginalnym nakryciem stołu, a może jakimś niezwykłym smakołykiem? Bardzo lubię ten przedświąteczny galimatias!

Listopad a właściwie jego trzecia dekada minął jak co roku pod znakiem wizyty Joli i Klausa. Przyjaciele z wyspy Fohr zawsze swoim przyjazdem sprawiają nam dużo radości. Były miłe spotkania u nas w domu w gronie przyjaciół i dzieci, było wyjście do teatru na spektakl „Zmierzch Bogów”, był uroczy wieczór andrzejkowy w Filharmonii na Ołowiance, spotkania w El Paso, gdzie mile gawędziliśmy przy piwie i całkiem niezłych daniach meksykańskich. No i jeszcze zakupy z Jolą w galeriach (jak nam się dobrze razem buszuje po sklepach!). Było fajnie, bardzo 🙂

Wieczór u nas w gronie najbliższych przyjaciół – było miło, wesoło jak zwykle

Podczas drugiego spotkania, główną atrakcją była nasza maleńka Olenka

Miły wieczór w filharmonii oraz w El Paso

Niżej wspomnienia z pobytu na Wyk auf Fohr u Państwa Asbahr’ów ( Wielkanoc 2010)