Do wspomnień z podróży za ocean wrócę jeszcze nie raz. Dzisiaj te najsympatyczniejsze – rodzinne, wesołe, zabawne. Wspólnie spędzane majowe dni u Iwonki, Leszka, Julki i Amelki. Poniższe fotografie (choć czasem zrobione niezbyt udolnie ) pozwolą zapamiętać często przecież ulotne wspomnienia.
Iwonka zawsze uśmiechnięta i na posterunku. Za blatem kuchennym przygotowywała nam smakołyki wszelakiego gatunku, prezentując swój niewątpliwy kunszt kulinarny.
Kupno, sprzedaż – czemu nie! czasem można trafić niezłą okazję…
Poranne Panów rozmowy przy śniadaniu serwowanym przez Leszka, a potem realizacja kolejnych turystycznych planów.
Będąc w Stanach trudno nie spróbować hot-doga. Panowie byli zachwyceni, ja się oparłam pokusie.
Dobra kawa i przewodnik turystyczny po NY to jest to!
Plecak spakowany, pora do szkoły, ale Julcia jeszcze się nie obudziła…
Za to Amelka jak skowronek. Nie straszne jest dla niej poranne wstawanie.
Pełna gotowość. Za chwilę ruszamy do szkoły.
Piosenka przy akompaniamencie gitary. A niżej inne popisy naszej artystki – pełna improwizacja!
Familijne oglądanie filmów z popkornem naturalnie. To były wyjątkowo miłe chwile.
A potem gimnastyczne popisy dziewczynek…
Chwila relaksu z przewodnikiem.
W oczekiwaniu na Panów L i I. Za chwilę ruszamy „zdobywać” NY.
Udane zakupy…
Nasze wielogodzinne biesiadowania. Przeróżne dania: kiełbaski, żeberka, udka, jagnięcina, szaszłyki, kukurydza no i steki!!!
Taneczne popisy Julki.
Pożegnalny obiad z obiecaną golonką… Ale mimo tych wspaniałości na stole – miny mamy nie tęgie. No cóż – niebawem będziemy musieli się rozstać…
Jak widać nie było to łatwe pożegnanie…
Kochani, dziękujemy za wszystko. Teraz będziemy oczekiwać na Was w Polsce.