20 lipca Ala z Bodziem gościli nas w Linii w ramach zaległych imienin gospodyni. Było kameralnie (trzech braci ze swoimi lepszymi połowami), bardzo serdecznie, sympatycznie i ciepło. To ciepło dotyczyło również pogody. Wprawdzie trochę wiało (jak to w Linii) ale za to słońce nie próżnowało. Słowem fantastyczny dzień!
Działka powitała nas wspaniałymi barwami kwiatów, wśród których królowała róża niezwykłej urody i woni.
Ogromne kwiatostany hortensji w pełnym rozkwicie. Ich złamana biel fantastycznie harmonizuje się z głęboką zielenią dorodnych liści.
Lilie pyszniły się przeróżnymi barwami. To ulubione kwiaty Ali, jej powód do dumy.
Zamówiłam u Bodzia budkę lęgową, po cichu liczyłam na dwie, a okazało się, że gospodarz jak zwykle okazał swą hojność i zbudował cztery!!! Dziękuję raz jeszcze i mam nadzieję, że ptaki nie pogardzą nowymi, pięknymi domkami a w zamian za udzieloną gościnę odwdzięczą się pięknym śpiewem.
Trzech Braci z pysznym, schłodzonym łomżyńskim z pianką w oczekiwaniu na obiad.
Zgodnie z umową wystąpiłyśmy w koszulach w stylu etno. Fela w niebieskiej rodem z Rumunii, a ja w czerwonej, nieco leciwej, bo czterdziestoletniej – rodem z Bułgarii. Nawiasem mówiąc jak na swoje czterdzieści – to ma się całkiem nieźle.
Gniady przystojniak pasący się tuż za płotem Bogdanów, wzbudzał zaciekawienie zwłaszcza u Panów.
No i słow kilka o menu. Jak zawsze u Ali suto, pysznie i w dużych ilościach. Był schab pieczony z dzika (delicje), polski schabowy, kurczak, kotleciki z kurkami i zrazy z dziczyzny. Pychotka. A do kawy ciastowa orgia. Sześć gatunków do wyboru!!! I jak tu zadbać o dietę… Kolacji goście już nie zdzierżyli, dlatego została zapakowana „na wynos”…