Pięknym, niezapomnianym sierpniowym dniom spędzonym na Podlasiu towarzyszyła wspaniała pogoda. Wprawdzie zwiedziliśmy w tym roku znacznie mniej niż zazwyczaj to bardzo ciepłe, serdeczne i gościnne spotkania rodzinne były wystarczającą rekompensatą.
Tykocin odwiedziliśmy dwukrotnie i niezmiennie pozostajemy pod jego urokiem.
Odwiedzając restaurację – Villa Regent mieszczącą się w XIX-wiecznej odrestaurowanej żydowskiej kamienicy w bezpośrednim sąsiedztwie barokowej Synagogi oraz zabytkowych kamienic i brukowanych uliczek można przez chwilę zapomnieć o rzeczywistości i poczuć klimat dawnych czasów. Chętnie tu przychodzimy na kieliszek nalewki pigwowej robionej przez właściciela restauracji. Można tu także uraczyć się specjałami kuchni regionalnej i żydowskiej.
Ja oczywiście zawsze na pierwszym miejscu stawiam na babkę ziemniaczaną o ile znajdzie się w jadłospisie. Ta w Regencie była pyszna – świeża, chrupiąca, podana z kwaśną śmietaną.
Zdjęcia tych bocianów zrobiłam z samochodu – nie są więc najlepszej jakości – ale jakaż to frajda zobaczyć długonogiego przystojniaka w odległości zaledwie kilku metrów dostojnie kroczącego po polu.
Będąc w Tykocinie nie sposób pominąć Pentowa – Europejskiej Wioski Bocianiej. W tym roku bociany zagościły tu w 27 gniazdach.
A nieopodal Pentowa – Dworek nad Łąkami i Karczma Rzym w Kiermusach położone wśród rozlewisk rzeki Narwi i rozciągających się wokół łąk. Czy można wymarzyć sobie lepsze miejsce do wypicia małej czarnej z termosu w towarzystwie nieco zaskoczonych naszą obecnością uroczych przeżuwaczy roślinożernych.
A niżej równie urocze z obory Wojtka
W niedzielę Wojtek zaprosił całą ferajnę na miodobranie do Tykocina. Przy okazji lody, które miały choć trochę złagodzić skwar lejący się z nieba.
Najmłodsza Anuśka,
Julia
i Amelka przed wyjazdem do Tykocina.
Młynowa 19 – tu mieści się Alternatywny Teatr TrzyRzecze w Białymstoku. Wnętrze przedwojennego drewnianego domu przekształcone w scenę teatralną. Obejrzeliśmy tu sztukę Konrada Dulkowskiego – Błazenada. Bardzo emocjonalne przedstawienie. Fantastyczna gra zwłaszcza Agnieszki Findysz niepozornej blondynki, która na scenie kreuje role tak sugestywnie, że można poczuć się jakbyśmy byli świadkami jej dramatu. Sztuka niełatwa i doprawdy nie optymistyczna. Na długo po spektaklu pozostaje w głowie i zmusza do myślenia.
Ulica Młynowa położona przed wojną w żydowskiej dzielnicy Chanajki była gęsto zabudowana piętrowymi murowanymi budynkami i parterowymi drewnianymi pochodzącymi z końca XIX i początka XX wieku. Mieściły się w nich liczne sklepiki i zakłady rzemieślnicze.
Dzisiaj pozostało tu kilka rozpadających się domów, które niestety nie zostaną ocalone od zapomnienia.
Mając godzinę do rozpoczęcia spektaklu w teatrze TrzyRzecze mogliśmy zwiedzić wspaniały nowy obiekt kultury – Operę i Filharmonię Podlaską, która jest obecnie największą instytucją artystyczną na terenie północno-wschodniej Polski.
Gmach opery znajduje się w centrum miasta, w pobliżu Teatru Lalek i dużego terenu zieleni z bogatym starodrzewem. Projekt zakłada wkomponowanie obiektu Opery w zielone otoczenie. Sam budynek też będzie zielony, na jego ścianach i dachu zasadzono roślinność.
zbiorniki wodne wokół obiektu wypełniają całe ławice czerwonych rybek
a w kafejce serwują wspaniałe lody
I jeszcze jeden wypad do Białegostoku, który utwierdził nas w przekonaniu, że miasto z roku na rok pięknieje.
W Astorii polecić mogę wszystkim miłośnikom pierogów danie pod nazwą symfonia pierogów. Pięć gatunków wyśmienitych suto okraszonych domowych pierogów podanych z blanszowaną marchewką i cukinią.
Wizyta w rezydencji Iwonki i Leszka
Dziś jest tu bardzo pięknie, a przecież to nie koniec zmian. Gratulujemy i trzymamy kciuki za dalsze poczynania i serdecznie pozdrawiamy.
W Lachach dużo radości dostarczały nam cztery osierocone kocięta, którymi wyjątkowo troskliwie opiekowały się Asia i Natka.
Karmienie strzykawką odbywało się mniej więcej co dwie godziny.
Maleństwa uwiodły nas wszystkich, także Jacka.
A ten kotek rodem z Sierzput. Widać, że z Zuzą jest w dobrej komitywie.
Po kociej paradzie czas na szczeniaka Filipa, który przed kilkoma dniami zamieszkał u Jasia i który podbił serca kocich opiekunek.
Gruszki w tym roku na Podlasiu wyjątkowo obrodziły. Każda grusza uginała się pod ciężarem owoców.
Dorodne gruszki prosto z drzewa wspólnymi siłami podlegały obróbce i trafiały do słoików, a dzisiaj pokaźna liczba gruszkowych przetworów wypełnia naszą spiżarnię. Jeszcze raz dziękuję za pomoc Romci, Aldonce i Ani.
W Sierzputach spędzilismy wyjątkowy dzień uwieńczony pieczeniem kiełbasek przy ognisku. Tu zawsze jest bardzo gościnnie i serdecznie.
We Frankach na tarasie można coś przekąsić albo poczytać
W drodze powrotnej w Szczytnie nad jeziorem krótki przystanek na łyk kawy i jagodziankę