Ligularia przewalskii

Ligularia przewalskii (języczka Przewalskiego)

W stanie naturalnym bylina rośnie na północy Chin. Malownicza roślina o wysmukłych długich kwiatostanach. W czasie kwitnienia osiąga wysokość nawet do 1,50 m. Cienkie, sztywne, wyprostowane łodygi barwy brązowej, najczęściej z trzema liśćmi. Wyprostowane długie pędy kwiatostanowe utworzone są z wielu drobnych, charakterystycznych koszyczków kwiatowych, średnicy 2-3 cm, złożonych z 3 żółtych kwiatów rurkowatych i 2 żółtych języczkowatych (od nich pochodzi nazwa). Kwiaty w kwiatostanie rozwijają się stopniowo i dość długo, ich kwitnienie przypada na lipiec-wrzesień. Przekwitnięte kwiatostany warto pozostawić, gdyż są dekoracyjne także zimą.

Poniżej nasza Ligularia przewalskii w trakcie sadzenia przez darczyńcę  Grzesia i jego wdzięczną pomocnicę Zuzię. Miejsce, jakie wspólnie wybraliśmy jest optymalne – pięknie komponuje się na tle oczka wodnego i innych roślin. Będzie tu miała dobre warunki do rozwoju.

Przybyły nam tego dnia jeszcze dwie rośliny: kosodrzewina i świerk szczepiony. Nowa kosodrzewina (na zdjęciu niżej) nazwana przez nas „Hanną” a  świerczek „Gregorym” zostały podarowane przez naszych gości z Łomży.

Przy ognisku

Ognisko w Tuchomku to nieodzowny element wakacyjnych atrakcji. Biesiadowanie przy nim to ogromna przyjemność. Zawsze duże i starannie przygotowane przez Rysia.  No i koniecznie  kiełbaski, które nadziewane na specjalne metalowe szpadki (widelce jak mawia Zuzia) i pieczone nad żarem powstałym z wypalonego drewna. Ognisko początkowo bucha dymem, następnie sypie płomieniami, strzela iskrami, ogrzewa, rozświetla zapadający zmierzch, wytwarza swoistą atmosferę, wyjątkowy klimat, wieczór staje się magiczny. 

Taki piękny wieczór przy ognisku spędziliśmy z naszymi kochanymi Łomżyniakami.

 

 płonie ognisko…

 a my szczęśliwi grzejemy się w jego płomieniach

w oczekiwaniu na pieczenie kiełbasek…

Rodzinne spotkanie

 W oczekiwaniu na łomżyńskich gości, którzy wracali w korku z karwieńskiej plaży…  

 

Olenka z Mamusią. Nasza kochana wnusia – maleńka dzielna turystka – odwiedziła nas po długiej pieszej wycieczce w Sobieszewie (rodzice pieszo, Olenka „na plecach”)

Urocze trzy dziewczynki: Zosia, Zuzia i Olenka

Nasz maleńki „Szkrabik” poraczkował do dziadziusia. Jego zachwyt niewymowny.

  Rozchwytywana przez wszystkich Olenka – tu z Ciocią Haneczką

Łomża w Tuchomku

Haneczka z rodziną na urlopie w naszym tuchomkowym gospodarstwie. Pogoda dopisała w 70 %,  humory  na 100%. Zwiedzanie, plażowanie, miłe spotkania rodzinne, urocze wieczory przy kuflu łomżyńskiego piwa…

Wspólne zabawy dziewczynek pełne pomysłów i fantazji.

  Nasze wspólnie spędzane wieczory w Tuchomku w towarzystwie zachodzącego słońca.

 Niestety nie obyło się bez sutych deserów. Ulubione bezy, bita śmietana i truskawki – pycha!

 Łomżyniacy, a właściwie ich zapiaszczone nogi  – na plaży w Karwii. Zdjęcie w naszej ocenie zajęło najwyższą notę.

 Dziewczyny złaknione  kąpieli morskich i słonecznych. Plaża w Karwii.

Półka z szufladkami łączy ze sobą wspomnienia

Pochodzi z domu rodzinnego Ryszarda.  Szacowny wiek naznaczył ją wieloma warstwami farby olejnej. Rozpoczęłam od zdarcia kilku odcieni niebieskiej i białej farby. I tu z pomocą przyszedł Jurek, który perfekcyjnie opalarką usunął wszystkie warstwy farb przez lata nakładane jedna na drugą. Mnie pozostało już tylko malowanie i robienie przecierek czyli znowu mój ulubiony shabby chic. Nowe ceramiczne gałki i metalowe haczyki przywiezione z wyspy Fohr dodały jej „urody”. Kilka lat wisiała u nas w kuchni, a od tygodnia zmieniła adres na Tuchomek. Jest meblem z duszą, przywodzi wspomnienia…

Fascynacja bocianami

Wieszaki – obrazki z moimi czerwononogimi ulubieńcami skończone. Niestety już zmieniły właściciela – nie dały się sobą długo nacieszyć.

Nasze fascynacje tymi pięknymi ptakami zaowocowały kilkudniową wyprawą w miejsca, które w północno-wschodnich terenach Polski szczycą się rekordową liczbą bocianich gniazd. W 2005 roku podążając szlakiem bocianim odwiedzaliśmy „wioski bocianie”. Jednym z miejsc, gdzie spotkaliśmy się z bocianem „oko w oko” było Szczurkowo. Wieś położona na granicy polsko-rosyjskiej na północ od Bartoszyc. W 1945 roku ta duża, bogata i dobrze zagospodarowana wieś przecięta została na pół granicą państwową. Dziś po rosyjskiej stronie nie można dostrzec nawet śladu zabudowań.

Ten bociek pozostał w Szczurkowie na zimę.  Nie odleciał ze swoimi towarzyszami. U gospodarzy w Szczurkowie czuł się fantastycznie. Zaprzyjaźnił się również z całą trzódką zwierzaków zamieszkałych w tym gospodarstwie. Był tak oswojony, że pozwolił zbliżyć się z aparatem fotograficznym na odległość jednego metra. Po chwili oswajania mogliśmy podejść bliżej i poczęstować go jadłem przygotowanym przez gospodynię. Mamy nadzieję, że szczęśliwie przetrwał zimę i doczekał przylotu bocianich braci na wiosnę.

Tego boćka poznaliśmy także w 2005 roku przemierzając szlak bociani północno-wschodniej Polski – w  Żywkowie – maleńkiej wiosce, w której mieszka dwa razy więcej bocianów niż ludzi.  On również nie odleciał na zimę. Był kulawy i zapewne to było przyczyną jego zimowania w Żywkowie.

Pracowicie i twórczo

Poniedziałek – pogoda fajna, taka akurat do pracy na powietrzu. Wreszcie oderwaliśmy się od remontowych prac i wyjechaliśmy do Tuchomka.  Zaniedbane nasze tuchomkowe zacisze przez ciągły brak czasu spowodowany remontem. Chwasty wyrosły, że ho ho…,  trawa do kolan. Cały dzień wykorzystaliśmy do koszenia i zmagania się z niechcianymi roślinkami, które zawsze rosną szybciej i obficiej niż te sadzone przez nas.

Gospodarz pracował wytrwale do późnego wieczora.

Jako przerywnik  ciężkiej pracy „bawiłam się” w ozdabianie Haninej skrzyneczki. Ostatecznie tak wygląda. „Opleciona”  bluszczem i ozdobiona motylami. Pozostało lakierowanie i szlifowanie – zajęcia najmniej przyjemne, bo już nic nowego nie wnoszą, a są długie i żmudne.

Udało mi się jeszcze zrobić obrazki z bocianami zamówienie jakiś czas temu.

Rojniki pospolite posadzone przy lawendzie bardzo ładnie się komponują. Niektóre zakwitły. Wyglądają uroczo. To bardzo mało wymagające i piękne roślinki skalne.

Pani żaba przysiadła na kamieniu. To już trzecia w naszym ogrodzie.

 Lebiodka pospolita (Origanum vulgare), zwana popularnie oregano lub dzikim majerankiem. Wykorzystuję przez cały letni sezon zielone listki oregano, a zimą suszone. Właśnie zakwitło. Fajnie wyglądają kępy kwitnącej lebiodki. Na działce jest ich sporo. Same się rozsiewają. 

W kuchni ma bardzo szerokie zastosowanie: w potrawach z pomidorami, do pizzy, omletów, w potrawach z makaronów, we włoskich sosach, sałatkach, do przyprawiania potraw z owoców morza, do tartych serów, warzyw, zup, duszonych mięs, drobiu, do potraw mięsnych z wieprzowiny, wołowiny, baraniny, cielęciny. 

Ciekawostka:  zarówno botaniczna nazwa origanum jak potoczna oregano wywodzi się z greckich słów: „oros” – góra, „ganos” – radość. Jego żywe, różowo-fioletowe kwiaty porastają bujnie śródziemnomorskie wzgórza i tam oregano jest uważane za symbol szczęścia. Kiedy Grecy widzieli zioło porastające grób, wierzyli, że znaczy to, iż zmarły jest szczęśliwy po śmierci. Zarówno na greckich jak i na rzymskich weselach, młoda para zakładała wieńce z oregano na znak radosnego wydarzenia. W czasach średniowiecznych zielarze przepisywali olej z oregano na bóle zębów. W 16 i 17 wieku używano zioła oregano wewnętrznie w celu łagodzenia problemów z trawieniem, jako środka moczopędnego, jak również jako antidotum na jadowite ugryzienia.

Dzwonek skupiony-campanula glomerata

Gatunek ten rośnie naturalnie na łąkach i w lasach od Europy do Bliskiego Wschodu. Kwiaty w kolorze intensywnego fioletu zebrane są w główkowate kwiatostany. Liście pokryte są ostrymi ciemnofioletowymi włoskami. 

Na działce rosły całe łany dzwonków skupionych. Z daleka widać było fioletowe plamy tworzone przez kwitnące dzwonki. Teraz zostały wyparte przez krzewy i inne byliny, które mocno się rozrosły tworząc gąszcz,  przez który tylko gdzie nie gdzie przebija się fioletowa główka campanula glomerata.

Szkatułka odmieniona

Drewniane pudełko, szkatułka znalezione przez Hanię na strychu w  podlaskich Sierzputach. Stare, mocno sfatygowane, ale bardzo ciekawe. Wykonane z litego drewna z ładnymi rzeźbionymi brzegami. Przez zimę przeleżało w Tuchomku. Ciągle brakowało czasu aby się nim zająć. Obiecałam Haneczce, że go odnowię. I dzisiaj wreszcie się zebrałam. Od samego rana: naprawianie, malowanie, przecieranie, klejenie, lakierowanie. Jeszcze nie do końca zrobione. Pozostało kilka drobiazgów, które dodadzą szyku. Mam nadzieję skończyć do przyjazdu Hani…

Przed renowacją

i po renowacji

  Ostatecznie zdecydowałam się na mój ulubiony styl schabby shic

 i na cudowną Gretą Garbo.

 

Dzwonek ogrodowy rozwinął pąki.