Para

 

Gołębia para – piękna artystyczna praca, przedwczoraj do mnie trafiła. To prawdziwa niespodzianka – prezent od mojej pracowej przyjaciółki. Jeszcze raz dzięki Alu!

Nie wiem gdzie ostatecznie przykucną. Na razie wędrują. Świetnie się komponują na parapecie, ale na komodzie wyglądają równie dobrze. Pewnie jeszcze kilka razy zmienią miejsce zanim  „zagnieżdżą” gdzieś na stałe. 

 

 

Tuchomskie jukki

 

Z wyglądu egzotyczna, przypominająca palmę jukka ogrodowa nie poskąpiła nam w tym roku kwiatów. Na naszej działce na dwóch rozetach wyrosły cztery piękne, okazałe kwiatowe wiechy.

 

 

 

A prawdziwy rekord pobiła jukka na sąsiedniej działce – 5 długich łodyg, które do połowy pokryte są pięknymi dzwonkowatymi kwiatami.

 

 

Z wizytą

 

Wizyta Natki i Tadzia

 

Atmosfera rodzinna, ciepła i radosna. Tadziu grzeczny, roztropny, uroczy. Zawojował nas kolejny raz i ciocię Anitę również.

 

 

 

Magiczne spojrzenie pełne uroku i czaru.

 

 

Krzesło

 

Doczekało się. Pomalowałam. Kolor? Miał być żółty. A jest? Chyba bardziej kanarkowy, może trochę z domieszką pistacji. Zdjęcie nie do końca oddaje prawdziwą barwę.

Cztery warstwy akrylu (Jurek dzięki) położyłam w ciągu czterech godzin. Schło bardzo szybko, Sprzyjała słoneczna pogoda. Dalszą część renowacji zostawię do powrotu z urlopu.

Poniedziałkowe popołudnie mogę zaliczyć do bardzo udanych, bo  renowację tego krzesła stale odkładałam, zdając sobie sprawę co mnie czeka. 

 

 

AFTER

 

 

BEFORE

 

 

Smukłe, wysokie, okazałe – piękne:

 

Ligularia przewalskii będzie miała kilkanaście pięknych smukłych kwiatostanów. Posadzona w ubiegłym roku. Miała wtedy dwa kwiatostany. (Grzesiu, Haniu – poznajecie?)

 

 

Jukka – niebawem zakwitnie

 

 

Dziewanna zwieńczona ogromnym kwiatostanem. Ma 1,5 metra

 

 

Ta dziewanna wysiała się na ścieżce między cegłami

 

 

Ostróżka pod domkiem rozrosła się tworząc cały kobierzec. Niestety sobotni gwałtowny deszcz i wiatr połamał większość z nich

 

 

 

Wspomnienia, wspomnienia

 

Niedziela 1 lipca.

 

Lipiec powitał piękną, prawdziwie letnią pogodą. Można było odpocząć i wygrzać się w słońcu. I rzeczywiście jak na niedzielę przystało – odpoczywaliśmy. Ten wolny niczym nie zmącony czas przywiódł ze sobą dużo wspomnień i refleksji.

 

Kilka fotek kwiatów, które aktualnie kwitną w Tuchomku.

 

 

Groszek sam się wysiał i oplata dziką różę.

 

 

Dzwonek ożywił trochę zieleń krzewów

 

 

Kwiaty piwonii jeszcze z kropelkami rosy

 

 

Kolejne (już ostatnie) krzesło z rodzinnego domu Rysia. To było najbardziej sfatygowane. Najpierw wyszorowałam, potem z pomocą przyszedł Ryszard. Musiał przybić kilka gwoździ, które były niezbędne. Trzeba jeszcze nałożyć w ubytki powstałe przez blisko 80 lat eksploatacji pastę wypełniającą (szpachlę). A potem szlifowanie. Z malowaniem będzie musiało poczekać. I tyle zostało z mojego odpoczynku…

 

W ostatnią sobotę czerwca

 

Sobota piękna, słoneczna, ciepła. Choć zdarzyła się też krótka niespodzianka w postaci gwałtownego rzęsistego deszczu. Ale potem znowu zaświeciło słońce. Pełny relaks i odpoczynek. Najaktywniejsza była w tym dniu Olenka, która wytrwale na swoich małych nóżkach wędrowała wielokrotnie dookoła domku, potem piaskownica, taras, schody i tak w kółko. Z dużą ochotą podlewała też roślinki swoją małą czerwoną konewką (najbardziej łaskawa była dla bukszpana).

A tu zabawa z  łosiem. (skąd ten łoś na trawie w Tuchomku?)

 

 

Była też chwila na czytanie. W roli lektora Tatuś. Pełne skupienie i zrozumienie.

 

 

Piaskownica

 

Weekend w Tuchomku pod znakiem zmiennej pogody. Temperatura raczej umiarkowana, słońce na przemian z niewielkim zachmurzeniem  i trochę deszczu. Ale było bardzo przyjemnie i pracowicie. Bartek zajmował się montażem piaskownicy i układaniem kamieni pozostałych ze zlikwidowanego oczka wodnego. Ryś walczył z zarośniętymi na wysokość 1 metra skarpami, a dziewczyny zajmowały się kucharzeniem, czytaniem, zabawą z Olenką no i rękodziełem (patrz poprzedni post z Hildami).

 

 

Piękne czerwone maki na tle soczystej zieleni. Szkoda, że tak krótko można podziwiać ich piękno.

 

 

Montaż okazał się trudniejszy niż przewidywaliśmy. Drewno tak twarde, że wkręcanie śrub nawet przy pomocy wiertarki sprawiało duże trudności. Ale montażysta jak widać uśmiechnięty i nie zniechęcony trudnościami.

 

 

Dokładnie przez Rysia odmierzona i przycięta folia do podłożenia pod piaskownicę

 

 

Pierwsza przymiarka. Olenka przejęta i bardzo cierpliwie oczekująca na finał. 

 

 

Prezentacja. Po zakończeniu piaskowej zabawy ławeczki składają się i piaskownica jest zabezpieczona przed nieproszonymi czworonogami, które mogłyby zanieczyścić piasek.

 

 

Pierwszy worek. Pozostało jeszcze pięć. To wcale nie łatwe oczekiwanie. Ale Olenka i tym razem wykazała dużą dozę cierpliwości.

 

 

nareszcie ostatni…

 

 

Za chwilę będzie pierwsza piaskowa babka… Zabawa wyśmienita. Druga ławeczka czeka na Tadzia. Razem zawsze weselej.

 

 

 Sesja zdjęciowa

 

 

Zmęczona zabawą, ale jakże radosna. Czas na posiłek. Z pudełka z łakociami Olenka skrzętnie wybrała wszystkie rodzynki (kabaku).

 

W Sopocie

 

W poniedziałek bardzo sympatyczny wieczór z wyjątkową atmosferą towarzyszącą EURO spędziłyśmy z Julką w Sopocie. Najwięcej spacerowiczów i kibiców oglądających mecz koncentrowało się na placu Przyjaciół Sopotu i Monciaku. Wśród kibiców przeważali Irlandczycy i Hiszpanie.  

 

W Ristorante Tesoro

 

Piękne sopockie molo, Hotel Grand i równie urocza modelka

 

 

Ach to sopockie molo – przyciąga niczym magnes

 

 

A ten piękny hibiskus o wyjątkowej barwie dostałam od Julii

 

 

Weekend długi i pracowity

 

Trawa w Tuchomku po kolana i wyżej. A właściwie to ukwiecona łąka, której w tym roku jeszcze nie kosiliśmy. Nie było więc łatwo, bo najpierw najbardziej wyrośnięte rośliny wśród których dominował złocień wielki należało powyrywać, a dopiero potem skorzystać z kosiarki.

 

 

Największe na łące wyrosły margerytki (złocienie). Wyglądały pięknie, ale ponieważ obrosły cały trawnik trzeba było zastosować radykalne cięcie.

 

 

Ostatecznie w miejsce pięknie kwitnącej łąki mamy nisko ścięty trawnik (no może nie zupełnie trawnik, bo trawy na nim najwyżej 50%, reszta to koniczyna, stokrotki i inne mniej lubiane chwasty).

 

 

Podczas, kiedy Rysiu w pocie czoła walczył z zarośniętym trawnikiem, ja równie pracowicie spędzałam czas na łonie tuchomkowej natury. A efektem aż 60 podkładek z Hildą w roli głównej. Muszę się spieszyć, bo do wyjazdu na Wyspę niewiele czasu zostało, a na hildowe podkładki czekają tam potencjalni nabywcy.

 

 

Powyżej nowe motywy z Hildą (takich Jolu jeszcze na Wyspie nie było).

 

 

Rozkosze kąpieli

 

 

Hilda – ogrodniczka

 

 

i wiele innych równie sympatycznych