Stare w nowej szacie

 

Pomalowane akrylówką krzesło długo schło czekając w kolejce do dalszej obróbki. Cieszę się, że zdążyłam przed zimą. Dokładne przeszlifowanie odsłoniło drewno i  powstały bardzo „naturalne” przetarcia. A więc znowu styl  Shabby Chic, którego  istotą jest malowanie drewnianych przedmiotów wieloma warstwami farby. Biel, biel antyczna i bielone pastele kolory które najczęściej można spotkać w stylu Shabby Chic. Celowo postarzane poprzez liczne spękania, niedomalowania, przecierania farby. Lubię ten styl i często z niego korzystam.

Zrobiłam też napis, który jest kopią pieczątki znajdującej się na spodniej stronie siedziska. I to on przypomina historię związaną z tym meblem.

 

 

 

Makowisko

 

 

Ostatnie kwiaty lawendy tej jesieni w Tuchomku.

 

 

W przepiękną, październikową niedzielę w Tuchomku wygrzewaliśmy się na słońcu, porządkowaliśmy domek przed zimą, zabezpieczaliśmy rośliny. Przy okazji zrobiłam kilka fotek. Powyżej  „makowe” pudełko, przy którym „bawiłam” się motywami maków i butów.

 

 

Jedyny w tym roku maślak – rodzynek.

 

Początek zmian

 

KRZESŁO  W  STYLU  PROWANSALSKIM (początek zmian)

 

Kolejne stare krzesło, które ma tę samą historię co poprzednie,  poddane zostało obróbce, która ma na celu zmianę jego wizerunku. Zaczęłam od dokładnego przetarcia papierem ściernym i umycia na mokro celem pozbycia sie pyłu powstałego przy szlifowaniu. 

 

 

A tak prezentuje się z jedną warstwą akrylówki (kolor przekłamany – wygląda na biały – w rzeczywistości jasno szary).

 

 

Z trzema warstwami farby.

 

 

Teraz będzie schło. A jak znajdę trochę czasu zrobię przecierki.  Chcę jeszcze na nim namalować napis ale najpierw muszę zrobić szablon. Mam nadzieję, że zdążę przed zimą…

A potem jeszcze warstwa wosku i zagości w kuchni.

 

 

Bransoletka – panterka powstała w zeszłym tygodniu. Dzisiaj miała sesję zdjęciową.

 

Piękny jesienny weekend

 

Pierwszy jesienny weekend w tym roku obdarzył nas wspaniałą pogodą. Uciekaliśmy więc na całe dnie do Tuchomka, żeby łyknąć jesiennych promieni słońca a przy okazji  trochę popracować. Najwyższy czas już na jesienne porządki. Plany miałam bardzo ambitne, ale niestety na planach się skończyło. Niespodziewanie w sobotę rano opadły mnie „korzonki” i pozostało siedzenie na słońcu z książką w ręku.

Udało mi się wprawdzie zrobić kilka podkładek i pudełko, ale to naprawdę bardzo niewiele z tego co zaplanowałam. Za to Ryszard całe dwa dni malował.

 

 

modowo

 

 

plażowo

 

 

vintage

 

 

moje ulubione: Woody Allen ze swoją muzą i zielonooki na fortepianie

 

 

Hilda  by Duane Bryers

 

 

 Pudełko wyszło całkiem nieźle. Fajny  motyw.

 

Pracowite wieczory

 

W tym tygodniu każdy wieczór poświęciłam na moją decoupage’ową działalność. Skończyłam zapowiedzianą wcześniej bransoletkę z A.H. i pudełko na spóźniony prezent urodzinowy (mam nadzieję, że jubilatka wybaczy mi spóźnienie a pudełko przypadnie jej do gustu). 

 

„W kwiatach dzikiej róży”

 

 

Ostatnia z serii bransoletek z wizerunkiem Audrey Hepburn.

 

I pudełko pod tytułem – „randez-vous”, które może być np. na karty, bo ma w środku dwie przegródki. Ale ja chciałam je podarować jako kasetkę na biżuterię (pierścionki, kolczyki), chyba że obdarowana przeznaczy je na inne drobiazgi.

 

 

Kilka podkładek

 

Kiedy znudziło mnie ciągłe lakierowanie i szlifowanie bransoletek zrobiłam kilka podkładek. Od razu poprawiłam sobie humor, no bo ile można lakierować i szlifować – uf!

Dwie fajne – moim zdaniem – w stylu vintage, których motywem sa stare reklamy. Będą przydatne w mojej kuchni.

 

 

 

No i ze „starą znajomą” – Hildą by Duane Bryers. Te napewno polecą na Wohr. Tam są „najmilej widziane”.

 

 

I tak powstała seria

 

 

„MODNA”

 

Bransoletka z A. Hepburn, którą zrobiłam w ubiegłą niedzielę zachęciła mnie do zrobienia jeszcze kilku o podobnym charakterze. Dzisiaj powstały trzy a w zamyśle mam jeszcze jedną, która niebawem dołączy do tej serii. Przewodnim motywem każdej jest A. Hepburn. Zabawa przy ich powstawaniu polegała na eksperymentowaniu w doborze motywów i kolorów metodą wielu prób dopasowywania poszczególnych elementów.

 

 

„MAKOWA”

 

 

„SUBTELNA”

 

Róża – piękny, zachwycający kwiat. Tym razem zdobi bransoletkę, która powstała dzisiaj w „biegu” między  jedną a drugą z A. Hepburn.

 

 

 „RÓŻANE PĄKI”

 

Bransoletka z A. Hepburn

 

Zabawa formą i kolorem

 

 

 W przepiękną wrześniową niedzielę, w otoczeniu przyrody w wyniku wielu przymiarek powstała kolejna bransoletka. Ta zabawa formą i kolorem sprawiła mi prawdziwą frajdę. Bransoletka ma już swoje przeznaczenie. Trafi do kogoś, kto ceni sobie oryginalność i kocha Audrey Hepburn.

 

 

A w Tuchomku już jesień. Dowodem jest rozchodnik okazały, który nabrał różowej barwy, żółci się już nachyłek i rudbekia. Te kwiaty świadczą o tym, że jesień za pasem.

 

 

A niżej wciąż nie przestaje kwitnąć pelargonia no i moje kochane nawłocie, zwane też mimozami.

 

 

Lubię nawłocie – okazałe wiechy żółtych kwiatów. Tworzą wyraźne żółte  plamy i ożywiają coraz bardziej ponury jesienny ogród. Ta niewybredna dość ekspansywna bylina, która łatwo sama się rozsiewa zawsze znajdzie miejsce w naszym ogrodzie.

Nawłocie nazywano mimozami. Jak w przepięknej piosence Niemena: „Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła…”.

 

 

malowana sobota

 

Prawdziwy, stary, drewniany mebel posiada duszę i nieprzemijające piękno.

 

Before

 

 

Krzesło stare przedwojenne. Na odwrocie widoczna „metryczka” – pieczątka zachowana prawie w całości: (dobry tusz!!!) „Józef Januszewski – skład kolonialny i wyszynk – wyroby tytoniowe – Lniano, pow. Świecie”. Krzesło wykonane w Polsce.

Dla nas ma ono wyjątkową wartość. Pochodzi z restauracji mojego Teścia. Dlatego choć nie było już w najlepszej „kondycji” – postanowiłam dodać mu trochę rumieńców – sprawić, że będzie mogło jeszcze czas jakiś pobyć z nami przywodząc ze sobą nie jedno wspomnienie.

Ma już przygotowane miejsce a nawet trzy (łazienka, sypialnia lub kuchnia) – zobaczymy, gdzie będzie się lepiej komponowało.

Trochę zachodu z nim było! Brakowało kilku śrub bez których nogi się „rozchodziły”. Ale najwięcej pracy wymagało szlifowanie i szorowanie całej powierzchni, a zwłaszcza wszystkich zakamarków,  celem odtłuszczenia.

 

 

Po tych niezbyt lubianych przeze mnie zabiegach czyszczących nastąpiło: malowanie, malowanie, malowanie (trzykrotne). Tak wyglądało z jedną warstwą farby.

 

 

After

 

 

A tak wygląda po trzech warstwach srebrnej akrylowej farby (szwedzkiej) i wtarciu jednej warstwy pasty pozłotniczej (srebrnej). Pozostanie już tylko polerowanie (po 24 godzinach) i pokrycie warstwą werniksu.

 

 

Ryszard też malował domek i okiennice.

 

 

Po zmaganiach z „Józwowym” krzesłem – zabrałam się za decu. I tak powstał świecznik z rybami i dwie bransoletki, które są namacalnym dowodem na to, że już tęsknię za latem…