Kilka podkładek

 

Kiedy znudziło mnie ciągłe lakierowanie i szlifowanie bransoletek zrobiłam kilka podkładek. Od razu poprawiłam sobie humor, no bo ile można lakierować i szlifować – uf!

Dwie fajne – moim zdaniem – w stylu vintage, których motywem sa stare reklamy. Będą przydatne w mojej kuchni.

 

 

 

No i ze „starą znajomą” – Hildą by Duane Bryers. Te napewno polecą na Wohr. Tam są „najmilej widziane”.

 

 

I tak powstała seria

 

 

„MODNA”

 

Bransoletka z A. Hepburn, którą zrobiłam w ubiegłą niedzielę zachęciła mnie do zrobienia jeszcze kilku o podobnym charakterze. Dzisiaj powstały trzy a w zamyśle mam jeszcze jedną, która niebawem dołączy do tej serii. Przewodnim motywem każdej jest A. Hepburn. Zabawa przy ich powstawaniu polegała na eksperymentowaniu w doborze motywów i kolorów metodą wielu prób dopasowywania poszczególnych elementów.

 

 

„MAKOWA”

 

 

„SUBTELNA”

 

Róża – piękny, zachwycający kwiat. Tym razem zdobi bransoletkę, która powstała dzisiaj w „biegu” między  jedną a drugą z A. Hepburn.

 

 

 „RÓŻANE PĄKI”

 

Bransoletka z A. Hepburn

 

Zabawa formą i kolorem

 

 

 W przepiękną wrześniową niedzielę, w otoczeniu przyrody w wyniku wielu przymiarek powstała kolejna bransoletka. Ta zabawa formą i kolorem sprawiła mi prawdziwą frajdę. Bransoletka ma już swoje przeznaczenie. Trafi do kogoś, kto ceni sobie oryginalność i kocha Audrey Hepburn.

 

 

A w Tuchomku już jesień. Dowodem jest rozchodnik okazały, który nabrał różowej barwy, żółci się już nachyłek i rudbekia. Te kwiaty świadczą o tym, że jesień za pasem.

 

 

A niżej wciąż nie przestaje kwitnąć pelargonia no i moje kochane nawłocie, zwane też mimozami.

 

 

Lubię nawłocie – okazałe wiechy żółtych kwiatów. Tworzą wyraźne żółte  plamy i ożywiają coraz bardziej ponury jesienny ogród. Ta niewybredna dość ekspansywna bylina, która łatwo sama się rozsiewa zawsze znajdzie miejsce w naszym ogrodzie.

Nawłocie nazywano mimozami. Jak w przepięknej piosence Niemena: „Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła…”.

 

 

malowana sobota

 

Prawdziwy, stary, drewniany mebel posiada duszę i nieprzemijające piękno.

 

Before

 

 

Krzesło stare przedwojenne. Na odwrocie widoczna „metryczka” – pieczątka zachowana prawie w całości: (dobry tusz!!!) „Józef Januszewski – skład kolonialny i wyszynk – wyroby tytoniowe – Lniano, pow. Świecie”. Krzesło wykonane w Polsce.

Dla nas ma ono wyjątkową wartość. Pochodzi z restauracji mojego Teścia. Dlatego choć nie było już w najlepszej „kondycji” – postanowiłam dodać mu trochę rumieńców – sprawić, że będzie mogło jeszcze czas jakiś pobyć z nami przywodząc ze sobą nie jedno wspomnienie.

Ma już przygotowane miejsce a nawet trzy (łazienka, sypialnia lub kuchnia) – zobaczymy, gdzie będzie się lepiej komponowało.

Trochę zachodu z nim było! Brakowało kilku śrub bez których nogi się „rozchodziły”. Ale najwięcej pracy wymagało szlifowanie i szorowanie całej powierzchni, a zwłaszcza wszystkich zakamarków,  celem odtłuszczenia.

 

 

Po tych niezbyt lubianych przeze mnie zabiegach czyszczących nastąpiło: malowanie, malowanie, malowanie (trzykrotne). Tak wyglądało z jedną warstwą farby.

 

 

After

 

 

A tak wygląda po trzech warstwach srebrnej akrylowej farby (szwedzkiej) i wtarciu jednej warstwy pasty pozłotniczej (srebrnej). Pozostanie już tylko polerowanie (po 24 godzinach) i pokrycie warstwą werniksu.

 

 

Ryszard też malował domek i okiennice.

 

 

Po zmaganiach z „Józwowym” krzesłem – zabrałam się za decu. I tak powstał świecznik z rybami i dwie bransoletki, które są namacalnym dowodem na to, że już tęsknię za latem…

 

Sezon na zielone pomidory

 

 

Sałatka z zielonych pomidorów. Moja mama przygotowywała ją każdego roku. Najczęściej we wrześniu, październiku, kiedy na krzakach pozostawało jeszcze dużo zielonych pomidorów, które nie zdążyły dojrzeć. Uwielbiałam te przetwory. Są doskonałe do obiadu zimą, wystarczy tylko otworzyć słoik. Wracając do ulubionych smaków z dzieciństwa odtworzyłam w pamięci Maminy przepis (trochę przy pomocy rodziny) i „zapakowałam” do słoików moją ulubioną sałatkę z zielonych pomidorów.

 

3 kg zielonych pomidorów
2 kg cebuli
1 kg ogórków gruntowych
1 1/2 kg marchewki

 

na zalewę:

 

2,5 szklanki octu spirytusowego 10%
5,5 szklanek wody
1 szklanka cukru
kilka listków laurowych
kilka ziaren ziela angielskiego
kilkanaście ziarenek czarnego pieprzu
sól

 

warzywa pokroić w plastry, cebulę w pół plastry; pokrojone warzywa wymieszać, posolić i odstawić na kilka godzin; odsączyć.

Zagotować składniki zalewy. Do wrzącej zalewy wrzucić odsączone
warzywa i gotować 8-10 minut.

Gorące przekładać do wyparzonych słoików, zakręcić i odstawić na kilka godzin do góry dnem.

 

Remis Polska – Niemcy

 

Wielkie emocje towarzyszyły spotkaniu drużyn narodowych Polski i Niemiec w pierwszym reprezentacyjnym meczu na stadionie PGE Arena Gdańsk. Los meczu rozstrzygnął się w ostatnich sekundach i zakończył wynikiem 2:2.

Kibice z Gdańska i Łomży – szczęśliwi, radośni, usatysfakcjonowani

 

 

 

Karkówka

 

Przepis na karkówkę prosty, bez żadnych udziwnień, ale danie bardzo smaczne – godne polecenia. Sprawdziłam je kilka razy i nie zawiodłam się.

 

Składniki:

 

Karkówka pokrojona na plastry (bez rozbijania)

cebula (papryka – opcjonalnie)

sól i pieprz

 

Karkówkę pokroić na plastry, cebulę w cienkie półkrążki, paprykę w cienkie paseczki

 

 

Plastry karkówki obsmażyć na rumiano (dość mocno) z obydwu stron i przełożyć warstwami do garnka (karkówka, cebula, papryka –  opcjonalnie).

 

 

Każdą warstwę podsmażonego mięsa suto oprószyć solą i pieprzem.

 

 

Podlać niewielką ilością wody i dusić do miękkości. Ja podaję z ziemniakami.

 

Sławni, wielcy, niezapomniani

 

 

Sesja zdjęciowa w plenerze

Ciepło, słonecznie i bezwietrznie – ostatnie okruchy lata. Odpoczynek w Tuchomku wspaniały! Przycinanie krzewów, suchych kwiatów, gotowanie, czytanie no i oczywiście najprzyjemniejsze – decoupage’owanie. Rezultat –  taka oto skrzynka a na niej: sławni, wielcy, niezapomniani. Pracować w tak piękną pogodę na powietrzu to prawdziwa przyjemność!

 

 

I jeszcze małe pudełko – zgodnie z życzeniem Joli motyw – róże. Postarzone, poprzecierane – shabby chic. Nie wiem czy jeszcze dodać trochę złoceń?

 

 

I duże pudło na karty menu do Restaurant zum Walfisch w trakcie pracy!

 

 

Gruszkobranie

 

Stara, piękna grusza w Truskolasach, gdzie często bywaliśmy podczas naszego ostatniego pobytu na Podlasiu, wyjątkowo w tym roku obrodziła.

 

 

Niestety tak duże drzewo wymaga nie lada wyczynu i odwagi aby sięgnąć po jego owoce. Ten odważny to Grzesiu.

Gruszki dorodne, pyszne, a najlepsze przetworzone w occie. Zwłaszcza, że robione z gruszek  zerwanych prosto z drzewa – starej poczciwej gruszy, która nie zna chemicznych oprysków.

Cała nasza „zabawa” z gruszkami – to gromadne przedsięwzięcie. Wszyscy kibicowaliśmy Grześkowi przy ich zrywaniu, potem wspólne obieranie, gotowanie zalewy i gruszek, aż do zamknięcia słoików. Wszystkie czynności odbywały się pod czujnym okiem Romeczki. Większość prac wykonywanych na powietrzu na ławce pod jabłonią. I w tym cały urok.

 

A przepis na gruszki w occie mojej kochanej Romci sprawdzony i naprawdę godny polecenia:

 

Zalewa:

 

1/2 litra octu 10%

1 litr wody

1 kg cukru

goździki

 

Składniki zalewy zagotować, dodać obrane i przepołowione gruszki (z usuniętymi gniazdami nasiennymi). Gotować  10 – 15 minut. Gorące przekładać do słoików. Zakręcić, odwrócić do góry dnem.

Bardzo smaczne do mięs na ciepło i na zimno, szczególnie drobiu!!!