W stylu shabby chic

 

Druga niedziela września ogrzała nas letnim słońcem i pozwoliła zapomnieć o zbliżającej się jesieni. Uciekaliśmy więc od rana do Tuchomka, żeby nacieszyć się ciepłem i słońcem. A ponieważ nie lubię wypoczywać biernie, więc wzięłam się za malowanie. Najpierw miało być pudełko na CD, a potem nie wiedzieć czemu skusiłam się na tacę i tak do wieczora ledwie uporałam się z malowaniem i szlifowaniem. W domu jeszcze do późnej nocy naklejałam motywy (moje ulubione zajęcie).

Obydwie prace w stylu shabby chic, w stonowanych barwach i wzorach zrobione dla określonego adresata (mam tylko nadzieję, że się spodobają i znajdą  miejsce w nowym, pięknym mieszkaniu)

 

La musique

 

 

surowe, oszlifowane, przygotowane do malowania

 

 

Najpierw nałożyłam trzy warstwy farby akrylowej szarej (kontrastującej z drugą warstwą), następnie trzy warstwy w kolorze ecru i po całkowitym wyschnięciu – przecierki)

 

 

A to prawie finał. Pozostało tylko lakierowanie.

 

 

 Z serduszkiem – taca czy pudełko jak kto woli

 

 

Odmłodzony

 

Wiekowy łazienkowy staruszek został poddany kolejnemu liftingowi i moim zdaniem operacja przyniosła zadawalający efekt. Wygląda znacznie młodziej do czego w dużej mierze przyczyniła się zmiana koloru. Teraz zdecydowanie bardziej pasuje do nowego łazienkowego dywanika. Pracy było wcale nie mało. Dużo szlifowania, żeby zmatowić powierzchnię, na którą została nałożona farba akrylowa (trzy warstwy). Po całkowitym wyschnięciu akrylówki – przecierki, które nadały mu rustykalnego charakteru, mebla starego, porysowanego, z odpryskami.  A potem najprzyjemniejsza i najbardziej twórcza część  pracy – ozdabianie. Zastosowałam technikę decoupage. Dzięki temu taboret zyskał indywidualny, niepowtarzalny charakter. Bardzo długo zastanawiałam się nad motywem. Chciałam, żeby to było coś niebanalnego i chyba się udało…? Na koniec lakierowanie, lakierowanie…

Poświęciłam na tę pracę całą sobotę, ale było warto, bo zamierzony cel uzyskałam. Efekt moich sobotnich zmagań poniżej:

 

 

Tak wyglądał po pierwszym „liftingu”

 

 

Finał

 

Pomimo upalnej soboty sfinalizowałam renowację krzesła. Wcześniej pomalowane zostało przetarte papierem ściernym, co pozwoliło uzyskać efekt shabby-chic, czyli charakterystyczne dla upływu lat postarzenie. Trochę go jeszcze udekorowałam stosując przy tym moją ulubioną technikę docoupage.

 

 

Krzesło doda uroku stonowanej niebiesko-szarej łazience. A na razie stoi na balkonie i „dosycha”.

 

 

Długo szukałam odpowiedniej maty łazienkowej.  I udało się znaleźć w http://www.impressionen.de/shop/produkt/badematte/5585449. Zdążyłam zamówić i otrzymać będąc na Wyspie. Fajnie razem wyglądają.

 

 

 

 

Ikeowska rama UNG DRILL

 

Pewnie wszyscy rozpoznają tę ramę – Ikea w wersji barokowej. Rama ma zachwycająco bogatą ornamentyką, idealna by oprawić lustro lub zdjęcie. W Ikea dostępna tylko w czarnym kolorze. Ale wystarczyła puszka złotej farby w sprayu, którą nabyłam w Castoramie, aby powstała rama w wersji gold. Najlepiej sprejować na zewnątrz. Dzisiaj w Tuchomku była sprzyjająca pogoda, ciepło i bezwietrznie dlatego metamorfoza ramy powstała w try miga.

Mam tylko nadzieję, że nowym właścicielom się spodoba i będzie dobrze prezentować się w przedpokoju Haneczki.

 

Poniżej muśnięta złotą farbą

 

 

Pierwsza warstwa złotej farby

 

 

Wersja finałowa

 

 

 

Krzesło

 

Doczekało się. Pomalowałam. Kolor? Miał być żółty. A jest? Chyba bardziej kanarkowy, może trochę z domieszką pistacji. Zdjęcie nie do końca oddaje prawdziwą barwę.

Cztery warstwy akrylu (Jurek dzięki) położyłam w ciągu czterech godzin. Schło bardzo szybko, Sprzyjała słoneczna pogoda. Dalszą część renowacji zostawię do powrotu z urlopu.

Poniedziałkowe popołudnie mogę zaliczyć do bardzo udanych, bo  renowację tego krzesła stale odkładałam, zdając sobie sprawę co mnie czeka. 

 

 

AFTER

 

 

BEFORE

 

 

Smukłe, wysokie, okazałe – piękne:

 

Ligularia przewalskii będzie miała kilkanaście pięknych smukłych kwiatostanów. Posadzona w ubiegłym roku. Miała wtedy dwa kwiatostany. (Grzesiu, Haniu – poznajecie?)

 

 

Jukka – niebawem zakwitnie

 

 

Dziewanna zwieńczona ogromnym kwiatostanem. Ma 1,5 metra

 

 

Ta dziewanna wysiała się na ścieżce między cegłami

 

 

Ostróżka pod domkiem rozrosła się tworząc cały kobierzec. Niestety sobotni gwałtowny deszcz i wiatr połamał większość z nich

 

 

 

Weekend długi i pracowity

 

Trawa w Tuchomku po kolana i wyżej. A właściwie to ukwiecona łąka, której w tym roku jeszcze nie kosiliśmy. Nie było więc łatwo, bo najpierw najbardziej wyrośnięte rośliny wśród których dominował złocień wielki należało powyrywać, a dopiero potem skorzystać z kosiarki.

 

 

Największe na łące wyrosły margerytki (złocienie). Wyglądały pięknie, ale ponieważ obrosły cały trawnik trzeba było zastosować radykalne cięcie.

 

 

Ostatecznie w miejsce pięknie kwitnącej łąki mamy nisko ścięty trawnik (no może nie zupełnie trawnik, bo trawy na nim najwyżej 50%, reszta to koniczyna, stokrotki i inne mniej lubiane chwasty).

 

 

Podczas, kiedy Rysiu w pocie czoła walczył z zarośniętym trawnikiem, ja równie pracowicie spędzałam czas na łonie tuchomkowej natury. A efektem aż 60 podkładek z Hildą w roli głównej. Muszę się spieszyć, bo do wyjazdu na Wyspę niewiele czasu zostało, a na hildowe podkładki czekają tam potencjalni nabywcy.

 

 

Powyżej nowe motywy z Hildą (takich Jolu jeszcze na Wyspie nie było).

 

 

Rozkosze kąpieli

 

 

Hilda – ogrodniczka

 

 

i wiele innych równie sympatycznych

 

 

 

Kolejna seria z Hildą

 

Hilda niezmiennie fascynuje gości odwiedzających  http://www.walfisch-foehr.de/. Dlatego zrobiłam dzisiaj kolejną serię podkładek z wizerunkiem rudowłosej, sympatycznej Hildy autorstwa amerykańskiego rysownika Duane Bryers.

 

 

A przy okazji komplet „La Prunelle” (będzie pasował do poduszek w Restaurant zum Walfisch)

 

 

A ta w stylu vintage – moim ulubionym

 

 

Walfisch (art. kolaż)

 

 

W modnych kolorach tego lata

 

 

Tyle na dziś. Tak się rozpędziłam, że zatrzymał mnie tylko brak drewnianych podkładek.

 

„Bolesna” twórczość

 

Czasem przypadek potrafi zupełnie pokrzyżować plany. A zjawia się najczęściej nagle i zupełnie nieoczekiwanie.  Kolejna kontuzja, która dopadła mnie wczoraj prawie zupełnie mnie unieruchomiła. Pęknięte żebro i naderwanie chrząstek międzyżebrowych – to diagnoza, a zalecenia – to przede wszystkim leki przeciwbólowe. Ketonal pomaga a w każdym razie łagodzi ból. Z moich ambitnych planów musiałam w tej sytuacji niestety zrezygnować. Prace z grabiami i sekatorem pozostały tylko w planach. A ja grzecznie na fotelu pod parasolem obsługiwana przez Rysia przesiedziałam cały dzień klejąc i lakierując wcześniej przygotowane bransoletki. I wcale mi nie było do śmiechu, zwłaszcza że każda zmiana pozycji sprawiała ból.

Niżej rezultaty dzisiejszego klejenia:

 

 

Na budce lęgowej i konarze świerkowym – w pięciolinie i nutki – ten motyw powinien zadowolić każdą melomankę.

 

 

Niebieski motyw pięknie komponuje się z wiosenną zielenią modrzewia.

 

 

Piękna koronka dodatkowo ozdobiona A. Hepburn – ta znalazła największe uznanie u Rysia. A mnie przypadła do gustu jej sesja zdjęciowa.