Gazetowy recykling

 

Z przeczytanej gazety można wyczarować np. koronę dla Małej Księżniczki. Pracy niewiele. Wystarczy trochę  wyobraźni, której nie brakuje Pani Izie – opiekunce Olenki. Iza jest bardzo kreatywną nianią. Ze skrawka materiału potrafi wyczarować ubranko dla lalki, z arkusza papieru ażurowe serwetki, z zebranych na spacerze liści – jesienny obraz.

Wczoraj z gazety powstała korona, a z wydzieranych skrawków Olenka pod okiem opiekunki  kleiła na miarę swojej wyobraźni obraz. Fajne i pouczające zabawy, pobudzające wyobraźnię dziecka.

 

 

Weekend z wnusią

 

Od wieczornych godzin  piątkowych do niedzieli spędziliśmy uroczy, niezapomniany i szczęśliwy czas z Olenką. Rodzice zrobili sobie wycieczkę do Olsztyna zostawiając pod naszą opieką swoją pociechę. Nie spełniły się żadne nasze obawy. Olenka nie tęskniła, była radosna i jak zawsze bardzo aktywna. Różnorakim zabawom nie było końca. Bajki Tuwima cieszyły Olenkę najbardziej. A wśród nich prym wiodła „Rzepka”. Olenka tak osłuchała się z tą bajeczką, że potrafi po kolei wymienić wszystkich bohaterów, którzy zmagali się z wyciąganiem jędrnej i krzepkiej rzepki.

 

 

Malowanki flamastrem są bardzo fajne, chociaż czasem zdarza się, że ślady tej pracy zostają również na koszulce…

 

„…Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę! …”

 

 

Dwójka Olenki

 

Króliczka Miffy – bohaterka  oglądanych przez Olenkę bajeczek – była mottem przewodnim urodzin.

Urodziny Olenki świętowaliśmy w gronie najbliższych. Zabawa była przednia. Najmłodsi jej uczestnicy Olenka i Tadzio nadali ton całej uroczystości. Ich radosne, spontaniczne zabawy odbieraliśmy jak  spektakl w wykonaniu dwojga aktorów. I nie było mowy o nudzie. Wręcz przeciwnie. Rozpierała nas duma i radość. Dzieciaki bardzo do siebie „dorosły”. Potrafią już wspaniale  razem się bawić i naśladować.

 

 

 Olenka świetnie poradziła sobie z zapaloną woskową dwójeczką. Pozostali goście wiernie jej kibicowali.

 

 

Torcik wykonany przez gdyńską mistrzynię smakołyków z wizerunkiem króliczki Miffy.

 

 

 Kasa fiskalna – to prezent, który okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Olenka skupiała się na zakupach, Tadzia bardziej interesowały pieniążki i karta bankomatowa.

 

 

Amarantowa kurteczka – to tylko jeden z prezentów, które Olenka określiła wspólnym mianem –  „ubranka”. Wszystkie piękne, modne, kolorowe. Był też komplet filiżanek, spineczki do włosów i piękne książeczki.

 

 

Na kuchennym blacie

 

Z tego miejsca wszystko wydaje się bliższe i dostępniejsze. Tu poznać można różne ciekawe rzeczy, które fascynują i rodzą dziesiątki pytań. Stąd za oknem zobaczyć i podziwiać można ruchliwą ulicę, deptak na którym dzieje się tak wiele,  morze i czasem statek (dzisiaj niestety odpłynął). A pod wieczór z daleka świeci czerwony neon na Ergo Arenie i rząd latarni na deptaku.

W kuchni jest naprawdę fajnie, bo dużo się tu dzieje. Można by rzec, że odrabiamy tu z Olenką wspólne lekcje. Ja uczę się Olenkowego słownika wyrazów, których każdego dnia przybywa i choć nie zawsze udaje mi się zrozumieć, to przyznać muszę , że radzę sobie całkiem nieźle. Olenka jak gąbeczka chłonie każdy mój ruch, każde wypowiedziane zdanie. Poznaje coraz nowe kuchenne przedmioty i ich zastosowanie (wczoraj np. blender). Podziwiam z jaką łatwością przychodzi jej zapamiętywanie nowych pojęć i wyrazów.

 

 

U Babusi

 

Poniedziałek z Babusią Jagodą był bardzo sympatyczny i dostarczył wielu pięknych emocji. Olenka się „rozgadała” i nie są to już pojedyncze wyrazy, ale zdania składające się z dwóch, trzech słów. Mała „papużka” powtarza niemal każde słowo, często bardzo zabawnie. Porozumienie pełne. Fajnie nam razem. Olenka radosna, uśmiechnięta; babusia – szczęśliwa i dumna.

 

 

Urlop na Podlasiu

 

Wakacje dobiegły końca. Ubiegły tydzień spędziliśmy jak co roku na Podlasiu, które zawsze czaruje  nas malowniczą, dziką, czystą przyrodą, różnorodnością kulturową, gdzie można spotkać stojące obok siebie kościół, synagogę czy cerkiew, gdzie spotkać można ludzi otwartych, pogodnych i przyjaznych dla turystów. Tu można się wyciszyć i nasycić spokojem i pięknem tamtejszej przyrody. 

Wróciliśmy z pewnym niedosytem, że za krótko, ale pełni pięknych wspomnień i wrażeń, które uwieczniliśmy na kilku fotografiach.

 

 

I jak tu nie kochać Podlasia!!!

 

 
Pentowio – europejska wioska bociania. Będąc na Podlasiu zawsze tu zaglądamy, podziwiając naszych czerwononogich ulubieńców i malownicze tereny Starorzecza Narwii.

 

 
  
 
 
 
 

  

 

Z Pentowa już tylko kilka kilometrów do Kiermus, gdzie w karczmie Rzym wypiliśmy dobrą kawę i zjedliśmy pyszne pierogi.

 

 

  

 

Tykocin powitał nas w tym roku piękną słoneczną pogodą. I chociaż znamy tu każdy zakątek, to nigdy nie omijamy tego miasteczka, bo jest naprawdę wyjątkowe.

 

 
 

 

 
I łyk zimnego soku w Alumnacie, gdzie dodatkowo ochładzał nas świeży powiew wiatru znad rzeki Narwii.

 

 

 

 
Tu w Tykocinie w kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy kilka dni wcześniej 5 sierpnia Sylwia i Wojtek ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską… Mieliśmy zaszczyt być gośćmi tej wspaniałej uroczystości i bardzo serdecznie kibicowaliśmy Młodej Parze. Uroczystość zaślubin swój finał miała w Eliocie w Rutkach Kossakach, gdzie  440 gości bawiło się na wspaniałym weselnym przyjęciu do białego rana.

 

 
  

Urlop na Wyspie c.d.

 

Szef Klaus serwował nam różne wspaniałe dania. Za każdym razem starał się nas czymś zaskoczyć.  Codziennie można było liczyć na pyszną niespodziankę. Tym razem specjalnie dla nas kupił tego okazałego turbota (steinbutt’a). To płastuga o wyjątkowo smacznym mięsie. Przez dwa dni raczyłyśmy się tą pyszną rybą, za każdym razem przyrządzoną na inny sposób – mniam, mniam…

 

 

Tak wygląda feierabend w Restaurant zum Walfisch – pełne rozluźnienie i wygłupy zwłaszcza w wykonaniu szefowej Joli. Humor dopisywał nam każdego wieczoru.

 

 

Lipiec w tym roku nie rozpieszczał pogodą. Jak widać na Wyspie plaża świeci pustkami. Tylko najwięksi zapaleńcy nie zważając na temperaturę korzystają z plażowania i kąpieli.

 

 

Zdecydowana większość wypoczywających preferowała spacery, „łapiąc” każdy promień słońca gdzieś w zaciszu na ławce, czy na wietrznym molo. Pełne w taką pogodę były kawiarnie, restauracje i sklepy.

 

 

Plaża w czasie odpływu

 

 

W moim ulubionym zaciszu, pięknym parku siedząc na ławce w otoczeniu pachnących ziół oddawałam się lekturze.

 

 

 

 

„Żabi król” w parku zbiera datki na… bociany!

 

 

Wypad do uroczej wioski wczasowej położonej na Wyspie – Nieblum był  jak co  roku bardzo udany. Ten niezwykłe piękny zakątek o wyjątkowym klimacie i uroku podziwia się za każdym razem i zawsze chętnie tu wraca.

 

 

Restauracja w Nieblum „Guten Appetit” prowadzona przez zaprzyjaźnionych z Jolą Polaków. Tu zjedliśmy bardzo smaczny obiad. 

 

 

I jeszcze w ramach wakacyjnych wspomnień – tupot białych mew….

 

 

Zapomniałam jeszcze o balkonowym „intruzie” – Panu gołębiu, który w tym roku także rozgościł się na balkonie u  Państwa Asbahr’ów nie pytając nikogo o zgodę. Wysiadywał na gnieździe, które uwił  na antenie satelitarnej i czuł się jak u siebie.

 

 

Czas się pożegnać z Wyspą z moją kochaną Jolą i Klausem. Niestety Fohr nie wita tylko żegna (zdjęcie zrobione ze statku). Pora wracać do domu, gdzie czeka mój Ryś. Też już nie mogę się doczekać…

 

 

Jeszcze kilka spojrzeń na „oddalający się” Wyk auf Fohr

 

 

Urlop na Wyk auf Fohr

Wspomnienia

 

Urlop jak co roku na Wyspie upłynął bardzo szybko. Dwa tygodnie minęły jak z bicza trzasł. I choć pogoda dopisała średnio, to nie przeszkodziła w spokojnym, bestroskim wypoczynku. Sprzyjała nadrabianiu książkowych zaległości. Przeczytałam cztery pozycje przez co moja średnia roczna trochę podskoczyła. Zaczęłam od Paulo Coelho „Weronika postanawia umrzeć

Cytat: „Ma­my pra­wo po­pełniać w życiu wiele błędów. Oprócz jed­ne­go: te­go, który niszczy nas samych”.

 

 

Wspaniała powieść, którą czyta się jednym tchem, jak inne książki P. Coelho. Nie dziw, że są głośne i popularne. Dzięki nim można dostrzec wiele spraw, które do tej pory mijaliśmy, które były nan obojętnie.

„Alchemik” również autorstwa Paulo Coelho to druga pozycja, którą znalazłam w Joli bibliotece. Baśniowa książka o marzeniach andaluzyjskiego pasterza, podążającego za własnym powołaniem, podejmującego ryzyko, stawiającego czoła wszelkim przeszkodom.

Cytat: „Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości”. 

 

Paulo Coelho "Alchemik"

 

Więcej książek autorstwa Paulo Coehlo u Joli nie znalazłam. Ale trafiłam na  „Villas nic przecież nie mam do ukrycia”  Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza. Wydana zaledwie miesiąc przed śmiercią bohaterki. To bardzo poruszająca, a chwilami nawet wstrząsająca historia gwiazdy polskich i amerykańskich scen obdarzonej absolutnym słuchem i głosem o niespotykanej skali i barwie.

 

 

Ostatnia najobszerniejsza pozycja – Danuta Wałęsa Marzenia i tajemnice wciągnęła mnie bezgranicznie. Opowieść wspaniałej kobiety, matki i żony do której po przeczytaniu książki nabrałam jeszcze większego szacunku i podziwu.

 

 

c.d. urlopowych wspomnień – jutro