Ciepła i słoneczna sobota

 

Wiosenny, słoneczny sobotni dzień

 

Rano odwiedziliśmy Olenkę. Mała elegantka  wspaniale prezentowała się w bluzie od cioci Joli. Urocza jak zawsze i jak przystało na małą kobietkę najbardziej interesowała  ją torebka babuni.

 

 

A w ubiegłą  sobotę gościliśmy u naszego najmłodszego jubilata Tadzia na urodzinowym party w Dworku Admirał. To były niezapomniane, wspaniałe urodzinki. Pyszne jedzenie, okazały, wyśmienity tort, wyjątkowa rodzinna atmosfera. Pan jubilat spisał się na 100 procent !!! Swoim urokiem i radością wypływającą z każdego uśmiechu i gestu oczarował wszystkich gości.

 

 

Ciepło i bezchmurne niebo zmotywowało nas do wyjazdu do Tuchomka, gdzie można było znaleźć pierwsze odznaki wiosny. Dość nieśmiało wyszły z ziemi nieliczne krokusy mocno w tym roku przetrzebione przez nornice.

 

 

Stokrotki powoli zaczęły rozwijać pąki ożywiając mizerny, nie wygrabiony jeszcze trawnik.

 

 

Zapewne te kilka stokrotek wiosny nie czyni, ale… co tam stokrotki, kiedy czuło się już zapach wiosny – słońce, błękitne niebo i plus 15 stopni.  

Wiosna nadeszła, albo jak kto woli –  “przyleciała”. Żurawie w Tuchomku! Najpierw doszły nas ich głosy, a za chwilę na niebie ukazała się w pięknym szyku liczna gromada żurawi.

 

 

Zakorkowane

 

Recykling z korków

W sobotę i niedzielę trochę “zabawy” z korkami. W rezultacie powstały:

trzy korkowe tablice na zapiski lub podstawki. Jak kto woli i jaką ma potrzebę. Każdą z nich można powiesić na ścianie lub postawić na półce i pineskami doczepiać karteczki z listą zakupów, czy innych drobnych informacji, o których chcemy pamiętać. Można też potraktować je jako podstawki pod gorący garnek, blaszkę czy zapiekankę i prosto z piekarnika bez obawy gorące serwować na stole. Praktyczne i estetyczne.

 

 

Korki należy trochę z jednej strony ściąć w celu uzyskania większej powierzchni do przyklejania. Potem ułożyć na wcześniej przygotowanej desce (pomalowanej, polakierowanej). Niektóre korki trzeba przyciąć aby zapełnić całą powierzchnię deski. I w tym momencie można trochę “pobawić się” układając korki symetrycznie lub niesymetrycznie w jakiś wymyślony przez nas wzór. Potem całą powierzchnię deski smarujemy klejem i czekamy aż nieco przeschnie. Następnie na każdy przygotowany wcześniej korek nakładamy cienką warstwę kleju i układamy na desce zgodnie z wcześniej zaprojektowanym wzorem. Gotową podstawkę – tabliczkę obciążamy kilkoma opasłymi tomami książek. Po kilku godzinach korki przyklejone “na mur”. Praca zakończona.

 

 

 

Wiosna

 

Wiosna za oknem i w doniczce

 

“Na Świętego Walentego mróz, chowaj sanie szykuj wóz”; “Jak Walenty nie poleje, to na wiosnę masz nadzieję”. Czyżby przysłowia ludowe się w tym roku spełniły? Miejmy nadzieję, że tak. Wszak podstawowy warunek  został spełniony – 14.02 było mroźno, deszcz nie padał.  

Od wczoraj do okna często zagląda słońce. Temperatura ok. 7 stopni, śniegu już nie widać, wprawdzie mocno wieje, ale czuje się już  powiew wiosny. Nie mam złudzeń, że zima jeszcze się ocknie, ale będzie to już tylko jej “łabędzi śpiew”. Nie ma szans z wiosną!

 

Z powiewem wiosennym zapachniało hiacyntami!

 

 

 Wczoraj miał jeszcze pąki!

 

 

Pigwa z agrestem

 

Bardzo pyszna marmolada wyszła!

 

Owoce pigwowca nie zawsze są wykorzystywane. Bardzo twarde, nie nadają się do jedzenia na surowo, nie zebrane jesienią pozostają na krzewach. A to duża strata, gdyż z owoców tych można zrobić wspaniałe, dżemy, marmolady, konfitury, nalewki. Posiadają wyjątkowy aromat, są bogate w witaminę C, witaminy z grupy B. Zawierają bardzo dużo związków pektynowych.
Dostałam “w spadku” owoce pigwowca, które wcześniej zostały wykorzystane do zrobienia  nalewki. Pyszne, słodkie, pachnące kawałki owoców (około 1 kg) zalałam 2 szklankami wody i zagotowałam. Następnie dodałam około 1,5 kg mrożonego agrestu (który latem zebrałam na działce) i gotowałam do momentu aż owoce stały się miękkie. Całość przetarłam przez sito w celu pozbycia się pestek i skórek. Do przetartych owoców dosypałam 3/4 kg cukru i gotowałam aż zgęstniały i nabrały ciemniejszej barwy. Tak powstała przepyszna marmolada. Był to eksperyment, wcześniej owoce po nalewce najczęściej wędrowały do kosza.

 

 

Nasze wspólne sprawy

 

Razem w kuchni

 

Olenka towarzyszy mi przy wszystkich kuchennych pracach. Grzecznie i dumnie siedzi na krześle (z boku asekurowana przez Dziadziusia) i obserwuje każdą wykonywaną przeze mnie czynność. A ponieważ dzieje się tu wiele ciekawych rzeczy, to jej zainteresowanie i chęć przebywania w kuchni jest bardzo duża. Zadaje przy tym nieskończoną ilość pytań, a ja cierpliwie w dostępny sposób tłumaczę jej i nazywam każdą czynność i przedmiot (czasem wielokrotnie). Ona chłonie wszystko co usłyszy niczym gąbka i tylko w jej znany sposób powtarza wydając dźwięki, które określić można jako język Olenki.  Jest to bardzo trudny język. Nie zawsze udaje nam się powtórzyć za nią, ale rozumiemy i skrzętnie notujemy w pamięci poszczególne wyrazy Olenkowego języka. Cieszymy się z każdego nowego słowa. Z dumą i radością powtarzamy za Olenką utrwalając sobie nowe “wyrazy”, które kiedyś będziemy wspominać z rozrzewnieniem.

 

 

 

Statek na plaży!

 

Wyk auf Fohr – 09-02-2011 – zjawisko zgoła niecodzienne. Pasażerski prom Uthlande “przycupnął” sobie przy molo na plaży. Dlaczego nie popłynął dalej szlakiem Dagebull – Fohr? Z czysto prozaicznych względów. Po prostu ma awarię a to za przyczyną lodowych brył (kry), które spowodowały uszkodzenie i przez które  ruch promowy  na wyspę dzisiaj się zatrzymał. Jak donoszą sprawdzone źródła – Utlande będzie sobie grzecznie stał na plaży do momentu usunięcia usterek. Potem zapewne popłynie w rejs  do Dagebull.

 

 

Trochę zdziwieni spacerujący po molo nieliczni w tym okresie wczasowicze.

 

 

Z prostopadłej do plaży uliczki można podziwiać Uthlande na plaży.

 

 

Poniżej Utlande w trakcie rejsu na Fohr

 

 

Słoneczna mroźna niedziela

 

Mroźna (-16,5) ale piękna słoneczna niedziela w Tuchomku. Tu śniegu zdecydowanie więcej niż w Gdańsku. Czysty, mieniący się w słońcu milionem iskier śnieg, na którym tylko gdzie nie gdzie ślady pozostawione przez zwierzęta i nielicznych spacerowiczów. Pomimo dużego mrozu słońce otula nas przyjemnym ciepłem. Wokół cisza prawie niezmącona. Do uszu dochodzi tylko przyjemny odgłos skrzypiącego pod stopami śniegu. Czego chcieć więcej!

 

Śnieżne czapy na działce w Tuchomku.

 

 

Wszystko przyprószone delikatnym, lekkim, śnieżnym puchem.

 

 

Spacer po zamarzniętym tuchomskim jeziorze. Niestraszny nam mróz, bo słońce pięknie przygrzewa a my raczymy się ciszą i niebywałą urodą wszechobecnej mieniącej się bieli.

 

 

Z kajmakiem też pyszne

 

W piątek kawowe,  w sobotę z nadzieniem kajmakowym. Które lepsze? Trudno powiedzieć. Rzecz gustu. Mnie smakowały i jedne i drugie. Najlepiej po prostu wypróbować i się przekonać.

 

 

Muffiny z kajmakowym nadzieniem

 

2 szklanki mąki

3/4 szklanki cukru

2 łyżki kakao

1/4 łyżeczki soli

2 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 szklanka mleka

1/2 szklanki oleju

3  jaja

otarta skórka pomarańczowa (opcjonalnie)

po 1 łyżeczce masy kajmakowej do środka każdej muffinki

 

Składniku suche wymieszać w jednym naczyniu; w drugim mokre. Do składników suchych dodać mokre – wymieszać. Foremki muffinkowe wyłożyć papilotkami i napełniać do połowy wysokości. Następnie na każdej muffince położyć po 1 łyżeczce masy kajmakowej. Wyłożyć pozostałe ciasto na masę kajmakową do 3/4 wysokości papilotek. Posypać brązowym cukrem (opcjonalnie).

Piec ok. 30 min w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.

 

 

Pachnące kawą

 

Jako muffinkowa miłośniczka podaję przepis na pachnące kawą muffiny. Smaczne, aromatyczne i nie sprawiające kłopotu. Udają się zawsze,  robi się je błyskawicznie – wystarczy dobre pół godziny, a gorące pachnące i pięknie wyrośnięte muffinkowe babeczki lądują na stole razem z  kawą czy herbatą.

 

 

Muffiny kawowe

 

2 szklanki mąki

3/4 szklanki cukru

2 łyżki kawy rozpuszczalnej

1/4 łyżeczki soli

1/4 łyżeczki cynamonu

2 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 szklanka mleka

125 g rozpuszczonego masła

1 jajo

kilka kropli olejku waniliowego (opcjonalnie)

kilka andrutów kawowych pokrojonych na kawałki

 

 

 Składniku suche wymieszać w jednym naczyniu; w drugim mokre. Do składników suchych dodać mokre – wymieszać. Foremki muffinkowe wyłożyć papilotkami i napełniać do 3/4 wysokości. Posypać brązowym cukrem (opcjonalnie).

 Piec ok. 30 min w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.

 

Tarta z pieczarkami i porem

 

Tarty zwykle robię na kruchym spodzie, ale czasem jeśli mam pod ręką gotowe ciasto francuskie, to chętnie z niego korzystam. Danie jest równie smaczne (niektórzy nawet twierdzą, że smaczniejsze), a zachodu o wiele mniej.

Ta tarta jest właśnie na cieście francuskim.

 

składniki:

 

1 opakowanie gotowego ciasta francuskiego;

1/2 kg pieczarek;

2 pory (białe części);

2 – 3 jaja;

1 duży jogurt naturalny;

3 łyżki śmietany 18%;

5 dkg zółtego sera;

sól, pieprz, zioła (zgodnie z upodobaniem);

oliwka, masło;

kiełbasa (opcjonalnie)

 

Pokrojone w półkrążki pory podsmażam na oliwce i maśle; dodaję pokrojone pieczarki i duszę do momentu odparowania wody; doprawiam solą i pieprzem.

Na wysmarowanej masłem formie do tarty rozkładam gotowe ciasto francuskie; nakłuwam widelcem, a następnie wykładam farsz pieczarkowo-porowy. Jogurt, śmietanę, jaja i tarty ser roztrzepuję, doprawiam solą i pieprzem i wylewam na farsz. Całość suto posypuję ziołami.

Taką najbardziej lubię, ale czasem muszę iść na kompromis i zadowolić gusta mojego męża. Wtedy dodaję trochę wędliny. Tym razem dodałam dobrą kiełbasę (bez konserwantów), którą ułożyłam na farszu pieczarkowo-porowym) a następnie zalałam jogurtem.

Piec około 45 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni.

Danie szybkie, smaczne zarówno w wersji wegetariańskiej jak i z kiełbasą.

 

 

Wersja z kiełbasą