Przez Myszyniec

W drodze na Podlasie przejeżdżamy przez Myszyniec – położony nad rzeką Rozogą – nazywany stolicą Kurpiowszczyzny. W tej miejscowości uwagę zwracają wysokie wieże neogotyckiego kościółka Trójcy Świętej. Wnętrze świątyni wyróżnia kolorowa polichromia z motywami kurpiowskimi. Obok kościoła stoi czworokątna dzwonnica z początku XVIII wieku, uchodząca za najstarszą na Mazowszu a pewnie i w Europie budowlę w stylu gotyckim. 

Rok rocznie w drodze na wschodnie krańce Polski przejeżdżamy przez tę spokojną kurpiowską miejscowość, gdzie można w dni świąteczne spotkać podczas mszy świętej kobiety w strojach ludowych, gdzie kultywuje się tradycję przyprowadzania do świątyni bydła w dniu Świętego Rocha (16 sierpnia), gdzie w ostatnią niedzielę sierpnia na łąkach nad Rozogą odbywa się barwne folklorystyczne święto – Kurpiowskie Miodobranie.

 

Świątynia i dzwonnica w Myszyńcu

kolorowe polichromie z ludowymi motywami zdobią myszyniecką świątynię

Klon – żywy skansen

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

W uroczej wsi Klon na Mazurach znajduje się największy i jeden z ostatnich w Polsce zespół architektury drewnianej – 40 drewnianych domów ustawionych szczytem do drogi ciągnącej się przez wieś. Takie usytuowanie budynków sugeruje, że w połowie XVII w. pierwsi zasiedlili ją Kurpie. Osobliwością chałup jest ich konstrukcja. Do ich budowy nie używano gwoździ. Większość zabudowy pochodzi z czasów, kiedy wieś odbudowano po pożarze z 1893 r. Jeszcze 30 lat temu wieś miała wyłącznie drewnianą zabudowę. Dzisiaj wplatają się już niestety w tę niepowtarzalną, unikatową architektórę murowane domy. Wieś została w 1964 r. wpisana do rejestru zabytków i objęta nadzorem konserwatora. Niestety tylko na papierze. Wiele chałup to opuszczone, rozpadające się rudery, o które nikt nie dba i które nieuchronnie wkrótce się rozpadną – wielka to strata!  Na szczęście większość domów jest zamieszkała i widać, że gospodarze dbają o swoje zabytkowe “cuda”. Polecam odwiedzenie tej niezwykłej miejscowości – żywego skansenu, aby nacieszyć oko i uradować duszę.

Przez Mazury

Pierwszy postój w drodze na Podlasie tradycyjnie w Barze u Szwagra.

Olszyny – wieś na Mazurach. Na jej skraju znajduje się gospodarstwo Pana Zygmunta Rząpa – sołtysa, który zawodowo zajmuje się renowacją mebli, stolarstwem, rzeźbą.  Jest prawdziwym pasjonatem. Gromadzi stare narzędzia, sprzęty i przedmioty codziennego użytku. Uzbierało się tego tak dużo, że można już mówić o nieformalnym muzeum o charakterze etnograficznym. W zbiorach muzeum znajdują się sprzęty i narzędzia używane przede wszystkim w gospodarstwach domowych, takie jak urządzenia do palenia kawy zbożowej, maszyna do obierania ziemniaków, czy drylownica do wiśni. Na zewnątrz znajdują się maszyny i narzędzia rolnicze: młocarnia, kierat, młyn do mielenia ziarna, stare pługi.

 Zbiory muzeum Pana Zygmunta Rząpa.

Oprócz muzeum organizuje również Giełdę Staroci na którą przyjeżdżają ludzie z całej Polski, oraz liczne imprezy o charakterze kulturalnym jak np. występy zespołów ludowych.

 Rzeźba – to kolejna pasja sołtysa Olszyn.

 

Nostalgia

Stare chaty z Podlasia – przemyślenia przed podróżą. 

Stare domy mają to do siebie, że znikają w zastraszającym tempie – chyba, że stoją w jakimś skansenie tak jak ta poniżej – znajdująca się w Białostockim Muzeum Wsi.

 

 

Tu czas się zatrzymał.

Stare podlaskie domy, przydrożne kapliczki, kojąca cisza, świeże powietrze, urozmaicony krajobraz, bezkresna zieleń lasów – to skarby Podlasia.  

Malownicze stare chaty niektóre z bocianimi gniazdami. W stylu podobne, ale każda inna. Jedną ozdabiają malowane okiennice, inną wyróżnia pięknie rzeźbiony ganek. Wszystkie drewniane, pokryte strzechą, dachówką, blachą. Każda chata posiada duszę. Znikają już niestety z podlaskiego krajobrazu i pewnie wkrótce będą już tylko gościć w skansenach. Powietrze na tych terenach jest przepojone zapachem lasu i bielących się kwiatów w przydomowych sadach, a ludzie mówiący piękną melodyjną polszczyzną są bardzo otwarci i serdeczni dla turystów.

Mam do tych chat i otaczającego je krajobrazu szczególny sentyment. Kojarzą mi się z dzieciństwem i wakacjami, które spędzałam na Podlasiu – miejscu urodzenia i młodości moich rodziców.

Malowanie, przycinanie…

 Natka dorwała się do sekatora i z wielką ochotą przycina gałęzie derenia białego. Chce nadać mu ładniejszą formę i pobudzić do rozgałęzienia. Dereń latem zieleni się wokół “gołego”, okazałego świerkowego pnia, a późną jesienią i zimą  jego pędy i starsze gałęzie  są błyszczące i  jaskrawoczerwone . Kolor ten jest tym silniejszy, im krzew ma bardziej słoneczne stanowisko. 

  Natalia bawiła się również w malowanie. Przyciętą śliwę pomalowała  na  kolor pistacjowy, a pień wiśni na piękny błękit.

Na balkonach

Tegoroczny balkon u Joli i Klausa jest bardzo kolorowy. Piękne duże donice z bogatą gamą roślin o przeróżnych barwach. Imponująca różnorodność kwiatów, roślin o dekoracyjnym ulistnieniu, zwisających pędach. To królestwo Klausa, dla którego pielęgnacja roślin stanowi odskocznię od codziennych absorbujących i wyczerpujących obowiązków zawodowych, daje dużo przyjemności i satysfakcji, kiedy sadzone i pielęgnowane przez niego rośliny odwdzięczają się pięknymi kwiatami.

Różnobarwne surfinie, begonie, fuksja i strażnik – żabi królewicz

Dalia, georginia o wyjątkowym, oryginalnym pokroju i barwie

 Begonia “Pendula” o przepięknych, okazałych, zwisających kwiatach

 Pan Gołąb – nieproszony, ale tolerowany, choć bardzo uciążliwy balkonowy gość znalazł sobie miejsce do gniazdowania na antenie satelitarnej.  Od kilku lat niezmiennie upodobał sobie balkon Państwa Asbahr’ów.

***

Mój tegoroczny balkon pomieścił dużo zielonych kwiatów, które na okres letni przeniesione zostały z mieszkania na powietrze. Bardzo dobrze się tu rozwijają i pozostaną  do momentu pierwszych przymrozków. Wczesną jesienią pojawią się na balkonie różowe kwiaty rozchodnikowca okazałego.

Grubosze – bardzo służy im pobyt na balkonie. Rosną intensywniej niż w pomieszczeniu.

To mój największy okaz!

Fikus, figowiec – młode, chodowane przeze mnie z maleńkich sadzonek

 Szeflera, Schefflera – dwudziestoparoletnia roślina, którą od kilku lat  prowadzę w formie bonsai

Rozmaryn w towarzystwie fikusów

 Figowiec benjamina (Ficus benjamina) – blisko dwudziestoletni prowadzony w formie bonsai

Rozchodnikowiec okazały (Hylotelephium spectabile)  – jedyny w tym towarzystwie, który niebawem pokaże swoje różowe kwiaty.

Lektura wakacyjna

Książka na niepogodę

Podczas wakacji zawsze sięgam po książkę interesującą, ale niezbyt “skomplikowaną”. Cukiernia Pod Amorem – dwa opasłe tomy, które znalazłam u Joli w biblioteczce – to niesamowita saga – książka kojąca duszę, zajmująca umysł i rozwijająca wyobraźnię. Jest w niej wszystko, czego oczekuje się od dobrej powieści. Wciągająca historia losów rodzin,  których łączą więzy pokrewieństwa, przyjaźnie i animozje. Są wielkie namiętności, jest miłość,  ważne wydarzenia historyczne. Autorka na przemian raczy nas historią  współczesną i rozmaitymi historiami wcześniejszymi, rozciągniętymi w czasie przez całą drugą połowę XIX stulecia, aż do początku wieku XX.

Niebawem ma ukazać się trzeci tom tej powieści, na który już dzisiaj czekam z niecierpliwością.

Książkę Manueli Gretkowskiej “Kobieta i mężczyźni” – wyszperaną w księgozbiorze Joli – pohłonęłam w ciągu 1,5 dnia. Proza tej pisarki jest specyficzna, nie ma tu subtelnych opisów, niedomówień, wręcz przeciwnie. Gretkowska  “nazywa rzeczy po imieniu”, nie poetyzuje. W prostej fabule pisanej niekiedy brutalnym, wulgarnym językiem autorka zawarła kilka ciekawych spostrzeżeń, o kobietach i mężczyznach, o społeczeństwie, o współczesnym świecie. Sama fabuła – kilka lat z życia Klary – też jest interesująca, niebanalna. Polecam na deszczowe dni.

W czasie urlopu zdążyłam zajrzeć jeszcze do biografii Jane Fondy. Wrócę do niej za rok.

Dzięki Jolu, że można znaleść w Twoim księgozbiorze zawsze coś interesującego. Te wakacyjne lektury uzupełniają moje  “niedobory” w czytaniu w ciągu roku i zapewniają interesujące wypełnienie urlopowego czasu w niepogodne dni.

Plażowowanie na Wyk auf Fohr

Choć pogoda na wyspie Fohr w lipcu nie dopisała, to każdy słoneczny dzień sprzyjał korzystaniu ze słonecznych i morskich kąpieli zwłaszcza przez wypoczywających tu gości. Poniżej fotki z plaży na Wyk auf Fohr.

Na drugim planie port Wyk auf Fohr (od 1704 roku), skąd przypływają i odpływają promy pasażersko-samochodowe.

Promy kursują często, są bardzo wygodnym środkiem transportu, łączą położony na stałym lądzie port Dagebull z miasteczkiem Wyk auf Fohr.  Można tu skorzystać z małej gastronomii, a w słoneczne dni w trakcie rejsu podziwiać  widoczne na horyzoncie wysepki Halligen oraz delektować się słońcem na pokładach.

Mini plaża w Restaurant zum Walfisch