Udało się! (jak mawia Olenka) między pasztetem a pieczenią ubrać małą ale bardzo kształtną jodełkę. W tym roku w większości ozdoby zrobione przeze mnie (pierniki, szyszki, muszelki i “śpiewające” skrzydła aniołów). Powiesiłam też kilka najstarszych bombek przypominających dzieciństwo Natki i Bartka, do których siłą rzeczy mam szczególny sentyment.
Dla przekory lampki nie zawisły na drzewku, ale podświetlają je od dołu ozdabiając przy okazji stary stojak, który pochodzi z mojego rodzinnego domu i przywodzi wspomnienia, kiedy każdego roku mój tatuś osadzał w nim w Wigilijny wieczór okazały świerk, który obowiązkowo musiał sięgać sufitu. I chociaż stojak pokrył się już patyną czasu, to nie zamieniłabym go na żaden inny.