W piaskownicy

 

Sezon w piaskownicy rozpoczęty

 

Zabawa w piaskownicy – to jest to. Słonecznie, upalnie, ale krem z filtrem zabezpiecza dlatego można bez ograniczeń siedzieć w piaskownicy i dawać wodze fantazji. Bielutki sypki piaseczek nie pozwala na budowanie babek, ale można z niego przygotować np. herbatkę z dodatkiem kwiatków stokrotki.

 

SAM_7868

SAM_7862

 

Trochę się działo

 

Długo nic nie pisałam choć działo się tak wiele, a może właśnie dlatego. Po prostu na pisanie zabrakło czasu.

Największe szczęście jakie nas spotkało w tym czasie, to narodziny wnuka Kajetana Wojciecha, którego Natka powiła  23 kwietnia. Kajtuś jest WSPANIAŁY! Całkowicie zdobył nasze serca.  Jesteśmy bardzo szczęśliwymi i dumnymi Dziadkami!

W związku z opóźnioną wiosną w trybie przyśpieszonym ruszyliśmy z pracami w Tuchomku i sadzeniem roślin.

 

balkon ozdobiłam żółtymi bratkami

 

SAM_7678

 SAM_7686

 

 a na kuchennym parapecie posiałam i posadziłam zioła

 

SAM_7687

 

majeranek

 

SAM_7699

 

rukola

 

SAM_7693

 

oregano

 

Niestety prace w Tuchomku jeszcze “daleko w polu”. I choć dzisiaj zakończyliśmy remont tarasu, to pozostało jeszcze dużo prac ziemnych. Zaczęliśmy likwidowanie skalniaka i zasypywanie pokaźnych dołów pozostałych po oczku wodnym.

 

Nad całością wiernie czuwał Arys

 

SAM_7654

 SAM_7724

 

Budowniczy tarasu – niezawodny Jurek

 

SAM_7739

SAM_7733

 

W zeszłym tygodniu z Jolą rozpoczęłyśmy zmagania z likwidacja skalniaka, a dzisiaj Jurek dokończył dzieła.

 

W stylu shabby chic

 

Druga niedziela września ogrzała nas letnim słońcem i pozwoliła zapomnieć o zbliżającej się jesieni. Uciekaliśmy więc od rana do Tuchomka, żeby nacieszyć się ciepłem i słońcem. A ponieważ nie lubię wypoczywać biernie, więc wzięłam się za malowanie. Najpierw miało być pudełko na CD, a potem nie wiedzieć czemu skusiłam się na tacę i tak do wieczora ledwie uporałam się z malowaniem i szlifowaniem. W domu jeszcze do późnej nocy naklejałam motywy (moje ulubione zajęcie).

Obydwie prace w stylu shabby chic, w stonowanych barwach i wzorach zrobione dla określonego adresata (mam tylko nadzieję, że się spodobają i znajdą  miejsce w nowym, pięknym mieszkaniu)

 

La musique

 

 

surowe, oszlifowane, przygotowane do malowania

 

 

Najpierw nałożyłam trzy warstwy farby akrylowej szarej (kontrastującej z drugą warstwą), następnie trzy warstwy w kolorze ecru i po całkowitym wyschnięciu – przecierki)

 

 

A to prawie finał. Pozostało tylko lakierowanie.

 

 

 Z serduszkiem – taca czy pudełko jak kto woli

 

 

Ikeowska rama UNG DRILL

 

Pewnie wszyscy rozpoznają tę ramę – Ikea w wersji barokowej. Rama ma zachwycająco bogatą ornamentyką, idealna by oprawić lustro lub zdjęcie. W Ikea dostępna tylko w czarnym kolorze. Ale wystarczyła puszka złotej farby w sprayu, którą nabyłam w Castoramie, aby powstała rama w wersji gold. Najlepiej sprejować na zewnątrz. Dzisiaj w Tuchomku była sprzyjająca pogoda, ciepło i bezwietrznie dlatego metamorfoza ramy powstała w try miga.

Mam tylko nadzieję, że nowym właścicielom się spodoba i będzie dobrze prezentować się w przedpokoju Haneczki.

 

Poniżej muśnięta złotą farbą

 

 

Pierwsza warstwa złotej farby

 

 

Wersja finałowa

 

 

 

Tuchomskie jukki

 

Z wyglądu egzotyczna, przypominająca palmę jukka ogrodowa nie poskąpiła nam w tym roku kwiatów. Na naszej działce na dwóch rozetach wyrosły cztery piękne, okazałe kwiatowe wiechy.

 

 

 

A prawdziwy rekord pobiła jukka na sąsiedniej działce – 5 długich łodyg, które do połowy pokryte są pięknymi dzwonkowatymi kwiatami.

 

 

Krzesło

 

Doczekało się. Pomalowałam. Kolor? Miał być żółty. A jest? Chyba bardziej kanarkowy, może trochę z domieszką pistacji. Zdjęcie nie do końca oddaje prawdziwą barwę.

Cztery warstwy akrylu (Jurek dzięki) położyłam w ciągu czterech godzin. Schło bardzo szybko, Sprzyjała słoneczna pogoda. Dalszą część renowacji zostawię do powrotu z urlopu.

Poniedziałkowe popołudnie mogę zaliczyć do bardzo udanych, bo  renowację tego krzesła stale odkładałam, zdając sobie sprawę co mnie czeka. 

 

 

AFTER

 

 

BEFORE

 

 

Smukłe, wysokie, okazałe – piękne:

 

Ligularia przewalskii będzie miała kilkanaście pięknych smukłych kwiatostanów. Posadzona w ubiegłym roku. Miała wtedy dwa kwiatostany. (Grzesiu, Haniu – poznajecie?)

 

 

Jukka – niebawem zakwitnie

 

 

Dziewanna zwieńczona ogromnym kwiatostanem. Ma 1,5 metra

 

 

Ta dziewanna wysiała się na ścieżce między cegłami

 

 

Ostróżka pod domkiem rozrosła się tworząc cały kobierzec. Niestety sobotni gwałtowny deszcz i wiatr połamał większość z nich

 

 

 

Wspomnienia, wspomnienia

 

Niedziela 1 lipca.

 

Lipiec powitał piękną, prawdziwie letnią pogodą. Można było odpocząć i wygrzać się w słońcu. I rzeczywiście jak na niedzielę przystało – odpoczywaliśmy. Ten wolny niczym nie zmącony czas przywiódł ze sobą dużo wspomnień i refleksji.

 

Kilka fotek kwiatów, które aktualnie kwitną w Tuchomku.

 

 

Groszek sam się wysiał i oplata dziką różę.

 

 

Dzwonek ożywił trochę zieleń krzewów

 

 

Kwiaty piwonii jeszcze z kropelkami rosy

 

 

Kolejne (już ostatnie) krzesło z rodzinnego domu Rysia. To było najbardziej sfatygowane. Najpierw wyszorowałam, potem z pomocą przyszedł Ryszard. Musiał przybić kilka gwoździ, które były niezbędne. Trzeba jeszcze nałożyć w ubytki powstałe przez blisko 80 lat eksploatacji pastę wypełniającą (szpachlę). A potem szlifowanie. Z malowaniem będzie musiało poczekać. I tyle zostało z mojego odpoczynku…

 

W ostatnią sobotę czerwca

 

Sobota piękna, słoneczna, ciepła. Choć zdarzyła się też krótka niespodzianka w postaci gwałtownego rzęsistego deszczu. Ale potem znowu zaświeciło słońce. Pełny relaks i odpoczynek. Najaktywniejsza była w tym dniu Olenka, która wytrwale na swoich małych nóżkach wędrowała wielokrotnie dookoła domku, potem piaskownica, taras, schody i tak w kółko. Z dużą ochotą podlewała też roślinki swoją małą czerwoną konewką (najbardziej łaskawa była dla bukszpana).

A tu zabawa z  łosiem. (skąd ten łoś na trawie w Tuchomku?)

 

 

Była też chwila na czytanie. W roli lektora Tatuś. Pełne skupienie i zrozumienie.

 

 

Piaskownica

 

Weekend w Tuchomku pod znakiem zmiennej pogody. Temperatura raczej umiarkowana, słońce na przemian z niewielkim zachmurzeniem  i trochę deszczu. Ale było bardzo przyjemnie i pracowicie. Bartek zajmował się montażem piaskownicy i układaniem kamieni pozostałych ze zlikwidowanego oczka wodnego. Ryś walczył z zarośniętymi na wysokość 1 metra skarpami, a dziewczyny zajmowały się kucharzeniem, czytaniem, zabawą z Olenką no i rękodziełem (patrz poprzedni post z Hildami).

 

 

Piękne czerwone maki na tle soczystej zieleni. Szkoda, że tak krótko można podziwiać ich piękno.

 

 

Montaż okazał się trudniejszy niż przewidywaliśmy. Drewno tak twarde, że wkręcanie śrub nawet przy pomocy wiertarki sprawiało duże trudności. Ale montażysta jak widać uśmiechnięty i nie zniechęcony trudnościami.

 

 

Dokładnie przez Rysia odmierzona i przycięta folia do podłożenia pod piaskownicę

 

 

Pierwsza przymiarka. Olenka przejęta i bardzo cierpliwie oczekująca na finał. 

 

 

Prezentacja. Po zakończeniu piaskowej zabawy ławeczki składają się i piaskownica jest zabezpieczona przed nieproszonymi czworonogami, które mogłyby zanieczyścić piasek.

 

 

Pierwszy worek. Pozostało jeszcze pięć. To wcale nie łatwe oczekiwanie. Ale Olenka i tym razem wykazała dużą dozę cierpliwości.

 

 

nareszcie ostatni…

 

 

Za chwilę będzie pierwsza piaskowa babka… Zabawa wyśmienita. Druga ławeczka czeka na Tadzia. Razem zawsze weselej.

 

 

 Sesja zdjęciowa

 

 

Zmęczona zabawą, ale jakże radosna. Czas na posiłek. Z pudełka z łakociami Olenka skrzętnie wybrała wszystkie rodzynki (kabaku).

 

Weekend długi i pracowity

 

Trawa w Tuchomku po kolana i wyżej. A właściwie to ukwiecona łąka, której w tym roku jeszcze nie kosiliśmy. Nie było więc łatwo, bo najpierw najbardziej wyrośnięte rośliny wśród których dominował złocień wielki należało powyrywać, a dopiero potem skorzystać z kosiarki.

 

 

Największe na łące wyrosły margerytki (złocienie). Wyglądały pięknie, ale ponieważ obrosły cały trawnik trzeba było zastosować radykalne cięcie.

 

 

Ostatecznie w miejsce pięknie kwitnącej łąki mamy nisko ścięty trawnik (no może nie zupełnie trawnik, bo trawy na nim najwyżej 50%, reszta to koniczyna, stokrotki i inne mniej lubiane chwasty).

 

 

Podczas, kiedy Rysiu w pocie czoła walczył z zarośniętym trawnikiem, ja równie pracowicie spędzałam czas na łonie tuchomkowej natury. A efektem aż 60 podkładek z Hildą w roli głównej. Muszę się spieszyć, bo do wyjazdu na Wyspę niewiele czasu zostało, a na hildowe podkładki czekają tam potencjalni nabywcy.

 

 

Powyżej nowe motywy z Hildą (takich Jolu jeszcze na Wyspie nie było).

 

 

Rozkosze kąpieli

 

 

Hilda – ogrodniczka

 

 

i wiele innych równie sympatycznych