Sałatka z łososiem

 

Naprędce wymyśloną sałatkę serwowałam gościom na imieninowym przyjęciu. Prosta i smaczna. Polecam. 

 

Sałatka z łososiem
 
 
Kilka liści mieszanych sałat – porwanych na nieduże kawałki
1 opakowanie łososia wędzonego  100 – 150 g  pokrojonego w paseczki
4 jaja na twardo pokrojone w ćwiartki lub połówki
1/2 puszki kukurydzy
10 pomidorków koktajlowych
2 spore ziemniaki ugotowane i pokrojone w kostkę (opcjonalnie)
kawałek serka typu feta pokrojonego w kostkę
szczypiorek – posiekany
 
dresing:
2 czubate łyżki majonezu
3 łyżki jogurtu
1 łyżeczka francuskiej musztardy dijon
 
2 łyżki Boston Gurka (specjał szwedzki siekane ogórki z cebulą i papryką)
1 spory ząbek czosnku przepuszczony przez praskę
sól i pieprz
 
 
Na półmisku układamy sałatę a na niej równomiernie wszystkie  pozostałe składniki (oprócz szczypiorku). Całość polewamy dresingiem i posypujemy szczypiorkiem.
 
 
 
 
 

Rolada indycza

 

Kupując piersi z indyka miałam zamiar przyrządzić z nich roladki, ale ponieważ czas mnie gonił postanowiłam pójść na skróty i zrobiłam rolady.

Filety indycze umyłam, osuszyłam, nacięłam tak, że powstały duże płaty. Następnie każdy rozbiłam tłuczkiem. Tak przygotowane płaty posoliłam, posmarowałam bazyliowym pesto i oprószyłam ziołami prowansalskimi. Na każdym ułożyłam suszone pomidory i serek topiony.

 

 

 

Ściśle zrolowałam i związałam nićmi. Rolady lekko oprószyłam solą i ziołami.

 

 

 

i podsmażyłam na maśle na złoty kolor.

 

 

Przełożyłam do garnka, podlałam niewielką ilością wody i dusiłam do miękkości. Ostudziłam, włożyłam na kilka godzin do lodówki. Po tym czasie pokroiłam rolady w 2 cm plastry (przed krojeniem usunęłam nici).

Jest smaczna na zimno, ale wtedy trzeba pokroić w cienkie plastry i podać np. z żurawiną. Ja serwowałam na ciepło z kopytkami polaną sosem powstałym w trakcie duszenia. Sos zagęściłam mąką.

 

Weekend z wnusią

 

Od wieczornych godzin  piątkowych do niedzieli spędziliśmy uroczy, niezapomniany i szczęśliwy czas z Olenką. Rodzice zrobili sobie wycieczkę do Olsztyna zostawiając pod naszą opieką swoją pociechę. Nie spełniły się żadne nasze obawy. Olenka nie tęskniła, była radosna i jak zawsze bardzo aktywna. Różnorakim zabawom nie było końca. Bajki Tuwima cieszyły Olenkę najbardziej. A wśród nich prym wiodła “Rzepka”. Olenka tak osłuchała się z tą bajeczką, że potrafi po kolei wymienić wszystkich bohaterów, którzy zmagali się z wyciąganiem jędrnej i krzepkiej rzepki.

 

 

Malowanki flamastrem są bardzo fajne, chociaż czasem zdarza się, że ślady tej pracy zostają również na koszulce…

 

“…Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę! …”

 

 

Dwójka Olenki

 

Króliczka Miffy – bohaterka  oglądanych przez Olenkę bajeczek – była mottem przewodnim urodzin.

Urodziny Olenki świętowaliśmy w gronie najbliższych. Zabawa była przednia. Najmłodsi jej uczestnicy Olenka i Tadzio nadali ton całej uroczystości. Ich radosne, spontaniczne zabawy odbieraliśmy jak  spektakl w wykonaniu dwojga aktorów. I nie było mowy o nudzie. Wręcz przeciwnie. Rozpierała nas duma i radość. Dzieciaki bardzo do siebie “dorosły”. Potrafią już wspaniale  razem się bawić i naśladować.

 

 

 Olenka świetnie poradziła sobie z zapaloną woskową dwójeczką. Pozostali goście wiernie jej kibicowali.

 

 

Torcik wykonany przez gdyńską mistrzynię smakołyków z wizerunkiem króliczki Miffy.

 

 

 Kasa fiskalna – to prezent, który okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Olenka skupiała się na zakupach, Tadzia bardziej interesowały pieniążki i karta bankomatowa.

 

 

Amarantowa kurteczka – to tylko jeden z prezentów, które Olenka określiła wspólnym mianem –  “ubranka”. Wszystkie piękne, modne, kolorowe. Był też komplet filiżanek, spineczki do włosów i piękne książeczki.

 

 

Tarta z pieczarkami

 

Zrobiona ekspresowo na przystawkę na Olenkowe urodziny. Przepis skorygowany przeze mnie – dostosowany do składników którymi wczoraj dysponowałam. Godny polecenia, bo wyszła z niego bardzo smaczna pieczarkowa tarta.

 

 

na ciasto:

 

  • 1 czubata szklanki mąki krupczatki
  • 1 łyżka śmietany
  • 1 kostka masła
  • 1 żółtko

na farsz:

 

  • 500g pieczarek
  • 2 cebule
  • 2 jaja
  • 50 g tartego ostrego sera
  • 1/4 szklanki śmietany 18 %
  • 2 jaja
  • 2 łyżeczki mąki
  • posiekana natka pietruszki

 

Masło siekamy z mąką, następnie dodajemy śmietanę, żółtko i szybko zagniatamy kruche ciasto,  które schładzamy w lodówce (około 1 godziny). Schłodzone i rozwałkowane ciastowy kładamy na wysmarowaną masłem formę do tarty. Całość nakłuwamy widelcem. Pieczemy ok. 10-12 minut w piekarniku nagrzanym do 200 °C. Po upieczeniu studzimy, po czym nakładamy farsz pieczarkowy i ponownie zapiekamy 20 minut w temperaturze 170 stopni.

Posiekaną cebulę podsmażamy na oliwce i maśle. Do cebuli dodajemy pokrojone pieczarki i smażymy do momentu odparowania wody. Do schłodzonych pieczarek dodajemy wymieszane ze sobą: 2 jaja,  śmietanę, mąkę, tarty ser i posiekaną pietruszkę. Farsz doprawiamy solą, pieprzem i ziołami (ja dodaję prowansalskie).

 

 

Ze śliwkami – proste i smaczne

 

Sezon węgierek niestety już się kończy. A szkoda, bo placek ze śliwkami to antidotum na jesienne smuteczki. Więc póki jeszcze są trzeba korzystać i upiec najprostszy śliwkowy smakołyk.

 

 

składniki:

 

4 jaja

1 szklanka cukru

1 cukier waniliowy

1/2 szklanki oleju

1 1/2 szklanki mąki

1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

łyżeczka cynamonu i kilka łyżeczek cukru brązowego (opcjonalnie)

1 kg węgierek

 

Jaja z cukrem i cukrem waniliowym miksować aż podwoją objętość. Dodać olej – zmiksować. Na końcu mąkę z proszkiem do pieczenia. Wylać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Na cieście ułożyć wypestkowane śliwki węgierki gęsto jedna przy drugiej. Można posypać brązowym cukrem z dodatkiem cynamonu. Piec w 180 stopniach przez 50 – 55 minut.

 

 

 

Na kuchennym blacie

 

Z tego miejsca wszystko wydaje się bliższe i dostępniejsze. Tu poznać można różne ciekawe rzeczy, które fascynują i rodzą dziesiątki pytań. Stąd za oknem zobaczyć i podziwiać można ruchliwą ulicę, deptak na którym dzieje się tak wiele,  morze i czasem statek (dzisiaj niestety odpłynął). A pod wieczór z daleka świeci czerwony neon na Ergo Arenie i rząd latarni na deptaku.

W kuchni jest naprawdę fajnie, bo dużo się tu dzieje. Można by rzec, że odrabiamy tu z Olenką wspólne lekcje. Ja uczę się Olenkowego słownika wyrazów, których każdego dnia przybywa i choć nie zawsze udaje mi się zrozumieć, to przyznać muszę , że radzę sobie całkiem nieźle. Olenka jak gąbeczka chłonie każdy mój ruch, każde wypowiedziane zdanie. Poznaje coraz nowe kuchenne przedmioty i ich zastosowanie (wczoraj np. blender). Podziwiam z jaką łatwością przychodzi jej zapamiętywanie nowych pojęć i wyrazów.

 

 

Zatrzymać lato

Jesień za pase

bransoletki, które wczoraj zrobiłam to już tylko wspomnienie lata. Jedna z pięknymi różowymi  kwiatami rudbekii purpurowej na tle zielonej delikatnej kratki i dwie z subtelnym motywem zółto-pomarańczowych kwiatów.

 

 

Ta jest moja i dzisiaj już się w niej zaprezentowałam

 

 

W stylu shabby chic

 

Druga niedziela września ogrzała nas letnim słońcem i pozwoliła zapomnieć o zbliżającej się jesieni. Uciekaliśmy więc od rana do Tuchomka, żeby nacieszyć się ciepłem i słońcem. A ponieważ nie lubię wypoczywać biernie, więc wzięłam się za malowanie. Najpierw miało być pudełko na CD, a potem nie wiedzieć czemu skusiłam się na tacę i tak do wieczora ledwie uporałam się z malowaniem i szlifowaniem. W domu jeszcze do późnej nocy naklejałam motywy (moje ulubione zajęcie).

Obydwie prace w stylu shabby chic, w stonowanych barwach i wzorach zrobione dla określonego adresata (mam tylko nadzieję, że się spodobają i znajdą  miejsce w nowym, pięknym mieszkaniu)

 

La musique

 

 

surowe, oszlifowane, przygotowane do malowania

 

 

Najpierw nałożyłam trzy warstwy farby akrylowej szarej (kontrastującej z drugą warstwą), następnie trzy warstwy w kolorze ecru i po całkowitym wyschnięciu – przecierki)

 

 

A to prawie finał. Pozostało tylko lakierowanie.

 

 

 Z serduszkiem – taca czy pudełko jak kto woli

 

 

Odmłodzony

 

Wiekowy łazienkowy staruszek został poddany kolejnemu liftingowi i moim zdaniem operacja przyniosła zadawalający efekt. Wygląda znacznie młodziej do czego w dużej mierze przyczyniła się zmiana koloru. Teraz zdecydowanie bardziej pasuje do nowego łazienkowego dywanika. Pracy było wcale nie mało. Dużo szlifowania, żeby zmatowić powierzchnię, na którą została nałożona farba akrylowa (trzy warstwy). Po całkowitym wyschnięciu akrylówki – przecierki, które nadały mu rustykalnego charakteru, mebla starego, porysowanego, z odpryskami.  A potem najprzyjemniejsza i najbardziej twórcza część  pracy – ozdabianie. Zastosowałam technikę decoupage. Dzięki temu taboret zyskał indywidualny, niepowtarzalny charakter. Bardzo długo zastanawiałam się nad motywem. Chciałam, żeby to było coś niebanalnego i chyba się udało…? Na koniec lakierowanie, lakierowanie…

Poświęciłam na tę pracę całą sobotę, ale było warto, bo zamierzony cel uzyskałam. Efekt moich sobotnich zmagań poniżej:

 

 

Tak wyglądał po pierwszym “liftingu”